Emaus, odpust na Zwierzyńcu należał do tej pory do żywej krakowskiej tradycji. Po dwuletniej przerwie spowodowanej pandemią zobaczyliśmy odpust w nowej zunifikowanej postaci. Niestety!
Reklama
W zasadzie niewiele się zmieniło w asortymencie. Króluje chińszczyzna, wszędobylskie balony, które od kilku lat są atrakcją odpustu, oczywiście obwarzanki zawieszane na szyi klienta, wata cukrowa i ... dawno niewidziana cygańska orkiestra.
Coś, co wyraźnie odróżnia od poprzednich edycji odpustu Emaus, to zunifikowane stoiska pod sztandarami KBF. Miasto postanowiło „zrobić porządek" z Emausem, który „przybrał w ostatnich latach chaotyczny charakter”.
Efekt? Wszyscy sprzedawcy w tych samych obrzydliwych namiotach z logo KBF, z asortymentem pasującym do tych namiotów jak wół do karety. Oczywiście można się cieszyć, że wreszcie koniec z dziadostwem rodem z PRL-u. Koniec ze stoiskami skleconymi rurek okrytych płachtą, często poszarpanych wiatrem.
Ale czyż nie na tym polega urok odpustu? Czy może być odpust bez tandety i okropnych odpustowych cukierków?
Reklama
Kompletnie nie rozumiem forsowanej od lat idei, że „wszystko jest ładne i uporządkowane, gdy jest takie samo”. Efekt jest taki, że poszczególne imprezy tracą swój oryginalny charakter. Różnią się już tylko nazwą, ale wszystkie w tych samych namiotach, pod tym samym logo KBF.