MARTA SZOSTKIEWICZ

Jak okazać wsparcie, jaką pomoc zadeklarować? To wydawało się nierealne...

opublikowano: 24 LUTEGO 2022, 09:59autor: Marta Szostkiewicz
Jak okazać wsparcie, jaką pomoc zadeklarować? To wydawało się nierealne...

Od wczesnego rana toczą się zażarte spory o to, czy lepsze z różą czy powidłem śliwkowym; posypane cukrem-pudrem, czy te z lukrem; ze skórką pomarańczową, czy bez. Tylko od Michałka! Ale skąd, tylko od Śliwy! Ile zjadłeś? Tylko trzy? Stałem godzinę i zabrakło. Najgorsze pączki są w Tłusty Czwartek. I tak co roku. Ale tym razem jest jednak jakoś inaczej.

Reklama

Od kilku dni, gdy budziłam się rano, to na wpół-śpiąco sprawdzam w smartfonie wiadomości. Czytałam oświadczenia polityków, zapowiedzi sankcji, agencyjne depesze o przemieszczaniu się wojskowych transportów, o mobilizacji rezerwistów. W Kijowie, na ,,parentingowej'' grupie na FB, matki dyskutowały o naszywkach z podaną grupą krwi na szkolnych mundurkach.

Czytałam też, że w operze lwowskiej wszystkie bilety wykupione na balet ,,Szeherezada'' do muzyki Rimskiego-Korsakowa.

Wszystkie te informacje wydawały się nie do końca realne. Jakby dotyczyły nie faktów i zdarzeń, a jakiegoś teatralnego spektaklu lub kontrolowanego społeczno-politycznego eksperymentu, który zaraz się skończy.

Dziś rano jednak zaczęła się wojna.

Reklama

Prawdziwa wojna, z rakietami, czołgami, wybuchami. Ukraińskie dzieci, w wielu miastach zamiast do szkoły poszły do przeciwlotniczych schronów. Nadal trudno w to uwierzyć, że mieszkańcy Kijowa, Charkowa czy Lwowa, którzy jeszcze kilka dni temu, zupełnie jak my, tu w Krakowie, siedzieli w kawiarniach, barach i planowali następny weekend muszą stawić czoła barbarzyńskiej  rosyjskiej agresji.

To nie pierwsza wojna za mojego życia. Z dzieciństwa pamiętam tę wietnamską, potem wojny na Bałkanach w latach 90. , później w Iraku, Syrii, Afganistanie. Ale dla mnie toczyły się one na ekranie telewizora, i w prasie. Gdzieś daleko, w nieznanym mi krajobrazie, pomiędzy nieznanymi ludźmi, w językach, których nie rozumieliśmy.

Wojna w Bośni była niepokojąco blisko: dzień, może dwa jazdy samochodem, a nazwy bombardowanych miast przywoływały wspomnienia z wakacji. Jednak od Mostaru, Dubrownika czy Sarajewa dzieliło nas mimo wszystko kilka granic. Współczuliśmy, życzyliśmy, żeby jak najszybciej się skończyła, ale w poczuciu, że to dość daleko i nam nie zagraża.

 Reklama

Dziś jest inaczej. Do granicy ukraińskiej jest z Krakowa 300 km. Codziennie spotykamy ludzi, którzy mają tam najbliższych. Może w domu, może już w koszarach, może na froncie w Donbasie. To nasi sąsiedzi, znajomi z pracy, rodzice kolegów i koleżanek naszych dzieci, pani fryzjerka, ekspedientka, kelner, kurier, który przywiózł pizzę, kierowca, który wiózł nas z imprezy czy z lotniska. Co im powiedzieć, jak okazać wsparcie, jaką pomoc zadeklarować?

Nie mam dobrego pomysłu; myślę, że umieszczona na profilowym zdjęciu na FB ukraińska flaga to trochę mało. Może każdy powinien spróbować znaleźć właściwe słowo czy gest, okazać po swojemu solidarność i empatię. A jeśli będzie taka potrzeba, to pospieszyć też z konkretną pomocą.

W naszą codzienność, już i tak przeoraną dwuletnią pandemią, sączy się niepewność. Jeszcze nie strach, ale poczucie, że coś się dramatycznie zmienia.

Pączki w tym roku smakują inaczej, mniej słodko.

Galeria: Konsulat Rosji w Krakowie. Protest przeciw napaści na Ukrainę (id: 1446)

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności