Nasz naród jest chory. Do tej smutnej refleksji skłonił mnie trochę artykuł w Dzienniku Polskim. Trochę już wiedziałem wcześniej. Co jakiś czas słyszy się „policjanci wzięli zwolnienia”, „celnicy wzięli zwolnienia”, że o nauczycielach już nie wspomnę. Co to może oznaczać? Jeśli wcześniej chodzili do pracy, a nagle wszyscy wzięli zwolnienia, to albo mamy do czynienia z epidemią zawodową (są przecież choroby zawodowe) albo wcześniej chodzili chorzy do pracy i dopiero teraz postanowili się leczyć. Co może być powodem do stwierdzenia wyjątkowej obowiązkowości, możliwe, że zagrażającej życiu. Innego wytłumaczenia nie widzę.
Zgodnego z prawem.
Bo chyba nie można lekarzom zarzucić wystawiania masowych zwolnień zdrowym ludziom. Tym bardziej że do lekarzy są kolejki, więc niemożliwe jest dostanie się do lekarzy tylu pacjentów naraz. Trzeba więc chyba stwierdzić niestety: naród jest chory. Należy jedynie postawić diagnozę. Tu mi się przypomina stara anegdota, jak do I sekretarza PZPR Władysława Gomółki przyszło dwóch panów i powiedzieli: „Towarzyszu Gomółko jesteście chorzy.” „Ja?” zdziwił się Gomółka „A na co?” Usłyszał: „sekcja wykaże”. Mam nadzieję, że w naszym przypadku nie trzeba będzie się do takiego rozwiązania posuwać.
Czytam w Dzienniku Polskim tytuł: „Chory na wakacjach albo na scenie. Kontrolerzy na tropie ‘lewych’ L4”
Za te zwolnienia wziął się ZUS. Cytuję: „ …Świadczenia ZUS straciła kobieta, która „chorowała” na scenie śpiewając dla publiczności...” Czepiają się. Czy można być chorym i śpiewać? Jest przecież takie określenie „łabędzi śpiew”. Może tak było w tym wypadku. Dalej cytuję: „…przedsiębiorca obsługujący swoich klientów podczas L4. Rzekomo w zastępstwie pracownika, który akurat w momencie wizyty kontrolerów… musiał wyjść do toalety”. Czepiają się. Jeśli pracownik musiał natychmiast wyjść do toalety, to możliwe, że był chory na żołądek. A zwolnienia nie wziął. Czyli bilans wyszedł na zero. Przedsiębiorca na zwolnieniu obsługiwał, by chorować mógł pracownik bez zwolnienia.
Trudniej będzie mi wytłumaczyć kolejny przykład. Cytuję: „Pracownik jednej z małopolskich firm wyjechał na chorobowym wraz z rodziną na wczasy do Egiptu. Za granicą żona robiła mu zdjęcia i umieszczała na portalu społecznościowym… fotografie zauważył jego pracodawca i zawiadomił ZUS”.
I co państwo na to? Tu można tylko postawić diagnozę żonie chorego. I nie dotyczy ona całego organizmu. Tylko głowy. Mąż natomiast musiał być bardzo chory. Nie zauważył nawet, co robi żona. Pewnie miał wysoką gorączkę. W Egipcie wystarczy wyjść z hotelu, by człowiek poczuł, że gorączkę ma. Kiedyś na gorączkę, a właściwie przeciw niej, brało się lekarstwo o nazwie „Piramidon”. A gdzie można znaleźć Piramidon, jeśli nie w Egipcie?
Jak czytamy w cytowanym artykule, aktywność kontroli ZUS- owskich nasiliła się znacznie z powodu łatwego, bo elektronicznego dostępu do zwolnień lekarskich. Znów ta przeklęta elektronika.
Wchodzi mężczyzna do restauracji i prosi kelnera o hasło do Wi-Fi. Kelner odpowiada „musisz zamówić przynajmniej za 150 złotych”. Klient zły, ale hasło musi dostać, bo ma ważne sprawy w internecie. Zamawia kaczkę i butelkę drogiego wina. Woła kelnera. Proszę o hasło do Wi-Fi. „Musisz zamówić przynajmniej za 150 złotych” bez polskich liter.
Cóż, naród jest chory. Jedno jest pocieszające. Nigdy nie było tak, by „na zwolnienie” poszli politycy. Są zdrowi. Boję się tylko, że nas uleczą.