Pomysł nadania Agnieszce Radwańskiej tytułu Honorowego Obywatela Miasta Krakowa podzielił radnych, polityków i samych krakowian. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo awantury o nadanie tego zaszczytnego tytułu wybuchają pod Wawelem co kilka lat. Jednak dotychczas kłócono o się o kandydatury mniej lub bardziej czynnych polityków.
Gorące spory wywołała w 2006 r. kandydatura prezydenta Lecha Kaczyńskiego (sam zrezygnował przed głosowaniem, wobec sprzeciwu radnych PO). Zażarcie i nie zawsze na poziomie, radni kłócili się przy rozpatrywaniu kandydatur Władysława Bartoszewskiego czy byłego premiera Jerzego Buzka ( tytuły przyznane).
Ale Agnieszka Radwańska nie jest byłym ministrem, premierem czy prezydentem, a chyba najbardziej znaną sportsmenką pochodzącą z Krakowa. Kilku radnym PO, którzy utrącili jej kandydaturę podczas obrad Komisji Głównej RMK, nie spodobały się jej młody wiek i poglądy polityczne jej ojca. O ile w pierwszym z argumentów można się doszukać pewnej racjonalności i tradycyjnego krakowskiego konserwatyzmu, o tyle to drugie zastrzeżenie jest z gatunku zupełnie absurdalnych.
Nasza najlepsza w historii tenisistka z własnymi poglądami politycznymi się nie obnosi, a nawet jeśli by je otwarcie wyrażała, nie ma to nic wspólnego z jej sportowymi osiągnięciami. Radni Platformy Obywatelskiej, a w szczególności przewodniczący RMK Dominik Jaśkowiec, dali modelowy wręcz przykład sekciarskiego myślenia. Kto nie z naszej grupy, ten zasługuje na czarną polewkę, bez względu na zasługi.
Nie są w tym sposobie postrzegania świata odosobnieni: podobnie można opisać sprzeciw radnych PiS wobec pomysłu przyznania honorowego obywatelstwa Miasta Krakowa Jerzemu Owsiakowi. Sam twórca WOSP, uprzedził ewentualne głosowanie, wycofując swoją kandydaturę.
Wielu krakowian, bez względu na własne polityczne sympatie, patrzy na te gorszące przepychanki z zażenowaniem. Agnieszka Radwańska, nie zasłużyła, aby stać się piłką w politycznej wojnie obu zwaśnionych obozów.
Szkoda, że klub radnych PiS nie poprzedził oficjalnego zgłoszenia jej kandydatury nieformalnymi konsultacjami i nie potrafił przekonać kolegów z PO do wyrażenia zgody. Jeszcze większa szkoda, że radni PO nie potrafili odłożyć na bok politycznego zacietrzewienia. Zasad fair play krakowscy radni powinni się uczyć od sportowców.