„Zagrajmy w grę. Masz 7 dni na ogłoszenie swojej dymisji. W przeciwnym razie ostatni raz widzisz rodzinę. (…) Co wybierasz? Życie czy śmierć” . List tej treści otrzymał prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. Do przesyłki dołączono ostry nabój oraz kilkanaście zdjęć prezydentów innych miast, wśród nich poplamioną krwią fotografię prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza z dopiskiem „game over”.
Pochwalę tu sprawność policji: dwa dni temu zatrzymała 27- letniego mieszkańca Krakowa. Przyznał się do rozsyłania listów z pogróżkami do prezydentów kilkunastu miast. Podobny list otrzymał również były prezydent RP Lech Wałęsa.
Głupi żart? Realne zagrożenie? Kodeks Karny traktuje podobne groźby poważnie, sprawcy grozi do trzech lat więzienia. Pozostaje jednak pytanie, czy w roku podwójnych wyborów, europejskich i parlamentarnych, debata publiczna będzie się toczyć w cieniu podobnych incydentów.
Śmierć prezydenta Gdańska, ugodzonego nożem podczas finału WOŚP, nadaje tym groźbom tragiczny wymiar. Dotychczas samorządowcy chodzili po ulicach bez obstawy ochroniarzy, Ba, pamiętam nawet, że zaledwie kilka lat temu ,na krakowskim Rynku można było spotkać ministrów RP spacerujących bez asysty funkcjonariuszy BOR.
Co się stało? Czy to tylko wynik zaostrzającego się z każdym miesiącem sporu politycznego i coraz głębszych podziałów? A może społecznego przyzwolenie na nienawistne słowa, które z przestrzeni Internetu wylewają się do realnego świata?
Policja sprawnie zidentyfikowała nadawcę listów z groźbami, ale prokuratura ( katowicka) już półtora roku (!) prowadzi śledztwo w sprawie szubienic, na których zawisły portrety siedmiorga europosłów Platformy Obywatelskiej, w tym krakowskiej eurodeputowanej Róży Thun. Sprawcy tego odrażającego happeningu są znani, nie zakrywali twarzy, przeciwnie byli dumni z tego, co zrobili. Mimo to nie postawiono im na razie żadnych zarzutów, a niektórzy ich obrońcy twierdzą, że była to tylko ekspresja ich politycznych poglądów.
Równe długo ciągnie się sprawa politycznych aktów zgonu, które działacze Młodzieży Wszechpolskiej wystawili kilku prezydentom polskich miast, w tym Jackowi Majchrowskiemu. Prokurator nie dopatrzył się w tym niczego zdrożnego, dopiero sąd nakazał mu wszcząć postepowanie.
To truizm, że osoby publiczne są bardziej narażone na krytykę niż przeciętny obywatel. Jednak tego typu akcje, w których jako rekwizyt występuje szubienica czy akt zgonu, moim zdaniem przekraczają dopuszczalną granicę i zachęcają innych do działań jeszcze bardziej radykalnych, jak na przykład wysyłanie listów z groźbami śmierci.
Samorządowcy, którzy na co dzień są bliżej wyborców niż ministrowie czy nawet parlamentarzyści, mogą się teraz znaleźć w bezpośrednim zagrożeniu. Gdański magistrat wynajął ochroniarzy dla pani prezydent Aleksandry Dulkiewicz. Czy podobnie będzie w Krakowie? Czy czasy, kiedy można było swobodnie podejść na ulicy do prezydenta miasta i porozmawiać odchodzą do przeszłości? Partia rządząca naszym krajem od trzech lat przekonuje nas, że Polska, na tle krajów Europy Zachodniej, jest oazą bezpieczeństwa. Jak się okazuje nie zawsze i nie dla wszystkich.