Zaczynała się wiosna, choć była dopiero połowa lutego. Jakiś koleś jechał przez przejście podziemne przy dworcu na rowerze. Stopy miał w sportowych sandałach. Był luty, ale globalne ocieplenie, wiadomo. Niebo miało już wiosenną barwę, a światło - wiosenną przejrzystość. Kraków robi się w takie dni dziwny, dziwniejszy niż podczas halnego. A jeszcze dodatkowo była pełnia i grapefruit moon.
Poeta Ryba siedział w Psie i mówił jak przez sen. Miał daydreaming. Poeta od sprzedawania kwiatków i mówienia wierszem gubił na ulicy tulipany. Rozmarzały psie kupy na chodnikach, a turyści z Hiszpanii i Włoch pocili się w tych swoich śniegowcach i futrzanych szubach, które zakładają na podróż w białe niedźwiedzie na północ od cywilizowanych Alp i Karpat.
-How can I get to the Kaczynski shrine? - zapytał mnie na ulicy jakiś Włochoid w czarnych okularach i czapce wełnianej. -Wawel? - Zapytałem. -Wawel Kaczyński? - Zastanowił się Włoch. - Lech! - Przypomniał sobie. - Lech!
Za chwilę puszczą pąki i Kraków stanie się boleśnie piękny. Ale na razie jeszcze jest zombie budzącym się w tę pełnię do ponownego życia. Krakowianie chodzą inaczej niż turyści i wyglądają jakby powstali z grobów. Na przystankach, na polbruku Karmelickiej zafajdanej przez gołębie mięknącym nalotem, na asfalcie. Turyści chodzą inaczej, co nie znaczy, że nie jak zombie. Jak zombie. Oni się nudzą, nudzą, nudzą.
Chodzą po Krakowie, który jest ladny, ale w Europie są miliony ładnych miejsc, i zadają sobie po raz setny pytanie: po jaką cholerę? Potem siadają przy stoliku w Pierwszym Lokalu i z zazdrością patrzą jak krakowianie nie muszą sobie zadawać takich pytań, bo są u siebie i gdzie mają plotkować i czytać gazety jak nie przy barze.
A potem włączają TripAdvisora i szukają wrażeń. Escape room? E, może nie… klub nocny, gdzie -o czym nie wiedzą, bo skąd - jakiś czas temu tańczyła na rurze mama Madzi?
Diabli wiedzą po ile tam drinki. Więc co? Kaczyński shrine? Czemu nie. A potem meta, seta, galareta i zaczepianie lokalnych dziewczyn. I narzekanie, że to samo robią z zachodnimi dziewczynami imigranci.