Była środa. Popielcowa. Wjeżdżałem z obwodnicy Krakowa do miasta. Co tu tyle policji? Strajk kobiet? Chyba nie, bo policja raczej w małych samochodach. Kiedy jest strajk kobiet, widać olbrzymie radiowozy. Żeby w razie czego mieć gdzie ugościć kobiety. Przecież jest zima. Bywa zimno, więc zaprasza się uczestniczki na ciepłą herbatę do radiowozu. Czasem one nawet nie wiedzą, że to dla ich dobra i potrafią się bronić przed realizacją zaproszenia.
Reklama
Ale nie tym razem. Radiowozy były małe. Takie samochody osobowe. Co to może być? Wygląda na no to, że policja strzeże drogi na lotnisko. Można jechać z centrum ulicą Królowej Jadwigi albo ulicą Księcia Józefa. Kiedy przyjeżdża ktoś ważny, jedzie się ulicą Księcia Józefa. Bo ulica Królowej Jadwigi ma takie dziury, że jadący mógłby zwątpić, że jedzie na lotnisko. Mógłby się przestraszyć, że go porwali i wiozą gdzieś na odludzie.
Przecież taki człowiek spoza Krakowa może nie wiedzieć, że to ulica królowej Polski z XIV w. To nie może być autostrada. Wtedy nie było autostrad. Dlatego ważniejszych gości wiozą ulicą Księcia Józefa. Książę żył kilkaset lat później więc i droga lepsza. Książę to czasem tytuł przyszłego króla.
I nagle skojarzyłem. Było u nas spotkanie Grupy Wyszehradzkiej! Skojarzenie było związane z tym, że premier Orban, ulubieniec naszych rządzących zachował się przyzwoicie i przywiózł nam prezent. Zbroję młodego Zygmunta Augusta. Zbroja była dotychczas w Budapeszcie. Dlaczego? Nie wiadomo. Teraz, kiedy się jednoczymy w drodze ku świetlanej przyszłości, wszystko jedno, czy zbroja jest u nich, czy u nas.
Reklama
Jak już całkiem z się Węgrami zjednoczymy, przywiozą nam zbroję dorosłego Zygmunta Augusta. Kiedyś byliśmy (my Kraków- Galicja) jednym państwem. I grupie Wyszehradzkiej nic do tego. Choć oni (Czesi i Słowacy) w tym państwie (Austro–Węgry) też byli. A jednak we mszy na Wawelu wzięli udział tylko premier Morawiecki i premier Orban.
Może wynika to z faktu, że nie każdy zrozumie, co ma do powiedzenia arcybiskup Jędraszewski. Nie chcę przez to powiedzieć, że arcybiskup mówi źle po polsku. Mówi bardzo dobrze. Tylko to, co mówi, może zabrzmieć dla słuchającego spoza kraju niezrozumiale. Dlatego nie zaproszono Czechów i Słowaków. Oba te języki są podobne do polskiego. Popiół to po czesku popel a po słowacku popol. I premier Czech lub Słowacji może trochę zrozumieć i chwycić się za głowę. A przecież nasze języki czasem przy swoim podobieństwie różnią się diametralnie. Gaz to po słowacku plyn, że już nie wspomnę o słynnym czeskim „szukam szczotki”.
Zbyszek Wodecki opowiadał mi, jak na początku swej kariery miał nagrać piosenkę dla czeskiej telewizji. Wysłano do Czech nuty utworu, który miał nagrać, ale nikomu nie przyszło do głowy, by wysyłać tekst. Plan zdjęć przygotowany, orkiestra przygotowana, Zbyszek zaczyna śpiewać „…poszukaj muszli na brzegu morza…”. Stop krzyczy reżyser. I tyle było tego nagrania.
Reklama
Nie przypuszczam, by arcybiskup w swym kazaniu mówił coś o szczotce, ale o szukaniu mógł. Mówił przecież o tym, że zachwycamy się teraźniejszością, a powinniśmy szukać (proszę!) szczęścia w przeszłości i przyszłości. Nie mogli tego słuchać Czesi ani Słowacy, a premier Węgier był bezpieczny. Nie zrozumie ani słowa.
Poza tym Czesi i Słowacy nie rozumieją, że droga ku przyszłości Węgier i Polski zdaje się być podobna. Węgrzy zbliżają się już znacznie do ramion Putina. A my tych ramion dopiero szukamy.
Mam nadzieję, że po czesku.
P.S. Po czesku szukać to *****. O szczotce nie będę się wypowiadał.
