Skarżą się bywalcy galerii handlowych. Otwarto galerie, ale nie otwarto gastronomii w tychże. Jednym z elementów pobytu w galerii handlowej była konsumpcja. Oczywiście podstawowym, a może nawet jedynym elementem wizyty w galerii handlowej jest konsumpcja, mnie jednak chodzi o jedzenie. Gdyby punkty gastronomiczne na terenie galerii były zamknięte, wszystko byłoby jasne. Niestety są otwarte. Sprzedają jedzenie „na wynos”. „Na wynos”, czyli trzeba je zabrać ze sobą poza… i tu rodzą się wątpliwości.
Reklama
Czy poza teren normalnie przeznaczony do spożywania jedzenia, czy gdzieś dalej, nawet poza teren galerii. Jedzący radzą sobie w ten sposób, że jedzą, siedząc na ławkach galerianych czy, jak przeczytałem, w przedsionku toalet. Cały czas ukrywając się przed ochroną. Właściwie nie wiem, co ta ochrona egzekwuje. Czy zabiera jedzenie? Czy sprawdza, gdzie zostało kupione? Jeśli ktoś, przewidując, że w galerii nic nie zje (bo nie wolno), weźmie z domu kanapkę, ba ma zamiar w galerii spędzić tyle czasu co przed pandemią, to może ją zjeść czy nie? I jak przekonać pracownika ochrony, że nie łamie przepisów?
Inna sprawa. W ramach walki z zimą służby miejskie, jak podano - eksperymentalnie, posypują ścieżki Plant nie piaskiem, nie solą, tylko fusami kawy. Na czym miałby polegać ten eksperyment? Czy ktoś się na kawie wywróci, czy nie? I czy upadając, będzie się modlił, by była to kawa bezkofeinowa, bo lekarz mu zabronił kofeiny? Podobno psy się cieszą. Nie wiedziałem, że psy są miłośnikami kawy. Może zamiast przekupywać psa kiełbasą, zaprosić go na kawę? Już wcześniej ktoś o tym wiedział, powołując do życia powiedzonko „nie dla psa kiełbasa”, tylko nie dodał „za to kawa”.
Reklama
Pachną Planty kawą. Ładnie. Człowiek sobie usiądzie na zaśnieżonej ławce i pomarzy o normalnej kawiarni. „Całkiem spokojnie usiadłem na tej ławce, więc nie dzwoń do mnie, kiedy będę stary”. To nawet lepiej brzmi, niż w oryginalnym tekście piosenki „całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę, więc nie dzwoń do mnie, kiedy będę stary”. Tekst sugeruje, że człowiek stary nie może wypić trzech kaw. Ale może usiąść na trzech ławkach, więc ta odmiana tekstu jest bardziej uniwersalna.
Skoro już jestem przy piosenkach. Ogłoszono konkurs na piosenkę o Krakowie. Zaproszono mnie do udziału w pracach kapituły, mającej się zająć wytypowaniem dziesięciu utworów finałowych. Łatwo nie jest. Nadesłano 247 (tak!) utworów. Przesłuchałem wszystkie. Oto obraz Krakowa, który wyłania się z tekstów piosenek. Najpopularniejsza ulica: Bracka. Najpopularniejsze zjawisko atmosferyczne: deszcz. Zasługa to oczywiście napisanej kiedyś piosenki Grzegorza Turnau’a. Najpopularniejsze zwierzę: smok, gołąb i koń dorożkarski. Najpopularniejszy zawód: strażak – i tu chodzi o hejnalistę, a nie o gasiciela archiwum i dorożkarz. Nie wspominam już, że najpopularniejsza melodia to hejnał.
Reklama
I nikt nie wspomina o wspaniałej stronie internetowej „Life in Krakow”. Może żeby nie wywierać na mnie wpływu?
Tyle dziś napisałem, by nie pisać o czarnych tablicach w mediach. Przypomniała mi się bowiem anegdota o mężczyźnie, który w ZSRR rozrzucił ulotki na Placu Czerwonym. Oczywiście natychmiast został aresztowany. Funkcjonariusze ruszyli zbierać ulotki. Ze zdziwieniem stwierdzili, że kartki papieru są puste. „Co to?” – pytają. A mężczyzna odpowiada ze spokojem „Po co pisać, jak wszystko jasne”.
Mojej żonie odpowiadam na jej szczere oburzenie „A czego się spodziewałaś?”