Wierzyć można w wiele teorii, że światem rządzą masoni, że kosmici porywają ludzi, że tam, czy ówdzie był zamach, a szczepionki to samo zło. Można tez wierzyć, że badanie pod mikroskopem kropli krwi odpowie na wszystkie pytania, dotyczące zdrowia badanego… Wciąż wiele osób się na to nabiera.
Reklama
To właśnie badanie „żywej kropli krwi” jest jednym z przebojów medycyny alternatywnej ostatnich kilku lat. Jest banalnie proste – pacjent przychodzi do gabinetu na czczo, zostaje ukłuty w palec, krew bez żadnego utrwalania ani barwienia (jak w „tradycyjnych” analizach) trafia pod mikroskop (dodaje się tylko odrobinę kontrastu fazowego, by widok był bardziej wyrazisty).
Wykryć można podobno cuda – grzyby, bakterie, toksyny, ocenić równowagę kwasowo – zasadową, a nawet sprawdzić, jak szybko starzeje się organizm. Problem jest jeden – badanie nie daje żadnych wiarygodnych wyników. Nie jest to badanie naukowe, jego wyniki nie są więc w żaden sposób klasyfikowalne, ani weryfikowalne. Słowem – bzdura.
Reklama
Jak powiedział mi dyrektor Szpitala Żeromskiego w Krakowie dr Jerzy Friediger – „Pal sześć, jeśli takie badanie robią sobie ludzie zdrowi. Ich pieniądze i czas, mogą z nimi robić co im się podoba. Gorzej, gdy w ten sposób żeruje się na osobach poważnie chorych”. Wtedy badanie „żywej kropli krwi” może być groźne, o ile pacjent poprzestanie na nim diagnozowanie swoich dolegliwości. „Lecząc” wyssane (dosłownie) z palca choroby, może opóźnić prawdziwe leczenie realnych schorzeń. A to bywa bardzo niebezpieczne.
Jeśli więc ktoś ma ochotę wydać 100 – 350 złotych, by w towarzystwie „specjalisty”, pogapić się przez kilkanaście minut na swoje komórki krwi - jego sprawa. Jeśli jednak rzeczywiście potrzebuje pomocy – gorąco polecam pójście… po rozum do głowy.
fot. tyt rawpixel.com
