W OPINII

List do Redakcji: "Jestem chory na COVID-19, to co przeżywam to istna gehenna.."

opublikowano: 23 SIERPNIA 2020, 19:10autor: OD WAS: List do Redakcji
List do Redakcji: "Jestem chory na COVID-19, to co przeżywam to istna gehenna.."

Ostatnie wydarzenia sprawiły, że muszę opowiedzieć o tym, co mnie spotkało i wyrzucić to z siebie. Żeby przestrzec, żeby pokazać, że chaos w polskiej służbie zdrowia, który opisują media, jest o wiele większy, niż może się z pozoru wydawać.

Reklama

Wiele osób zastanawia się, z czym wiąże się zarażenie się SARS-CoV-2. No to ja Wam zaraz wyjaśnię. Jakieś dwa tygodnie temu, po kilkunastu dniach nieustającej choroby i braku działania jakichkolwiek leków, wykonałem sobie test na COVID-19 w krakowskim Szpitalu Uniwersyteckim.

Oczekiwanie wymagało stania w kolejce na szpitalnym parkingu, w której ludzie (dosłownie) mdleli z powodu upału. Jak się później okazało, wewnątrz budynku znajduje się poczekalnia, z rozdzielonymi odpowiednią odległością miejscami, jednak ochrona zdecydowała, że ludzie (włącznie z kilkoma starszymi i wyraźnie schorowanymi osobami) musieli czekać na zewnątrz. W dodatku metr od drzwi, przez które wyprowadzane były osoby z potwierdzonym wynikiem dodatnim. 

Fot. Marek Lasyk

Po mniej więcej dwudziestu czterech godzinach (bardzo szybko jak na krakowskie standardy) otrzymałem wynik. Dodatni wynik. Zamknąłem się więc w mieszkaniu, oczekując na telefon od Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, od szpitala, policji, kogokolwiek. Bo nie wiem, czy wiecie, ale na stronach informacyjnych na temat koronawirusa znajdziecie mnóstwo materiałów dotyczących działań prewencyjnych, ochrony przed zakażeniem, objawów itd. Ale co robić w przypadku zarażenia? Tego się już nie dowiecie, bo wszyscy zakładają, że wyjaśni Wam to sanepid.

Reklama

Tyle że sanepid nie zadzwonił. Nikt nie zadzwonił, nie nałożono na mnie żadnej izolacji, nic. Jakbym chciał, to mógłbym sobie w takim stanie gonić po mieście. Szpitalny Oddział Ratunkowy, gdzie wykonywałem test, zapewnił mnie, że lada moment skontaktuje się ze mną lekarz z Oddziału Zakaźnego. Po kilku godzinach jednak zmienili zdanie i stwierdzili, że lekarza mam sobie znaleźć sam. Spędziłem więc wraz z bliskimi niemal tydzień, próbując się dodzwonić do krakowskiego sanepidu, bądź na oddział zakaźny, by porozmawiać z jakimkolwiek lekarzem.

W sanepidzie za każdym razem następowało automatyczne zerwanie połączenia po ponad dwóch godzinach (!!!) oczekiwania na rozmowę, w szpitalu część telefonów milczała, a reszta została po prostu przez szpital dezaktywowana. Nie będziesz mieć problemów z chorymi w domach, jeśli wyłączysz telefony. Stary, sprawdzony sposób. Wypróbowaliśmy dosłownie dziesiątki numerów. Bez skutku.

Po tych kilku dniach pojawia się pierwszy kontakt. Policja! Pomylili się zaledwie o 100 kilometrów i zamiast przyjechać pod adres krakowski (który podałem przy teście), podjechali pod mój dom w Bukowinie Tatrzańskiej, gdzie próbowali mnie znaleźć. Zadzwonił również wreszcie sanepid. Tyle że z Zakopanego. Najwyraźniej stwierdzili, że to jednak nie ich problem, bo po obietnicy wyprostowania sprawy, kontakt z ich strony się urwał.

Fot. Marek Lasyk

Zaczęło się więc zgłaszanie sprawy na niezliczone infolinie, do NFZ, do Rzecznika Praw Pacjenta, próby dodzwonienia się do szpitala i krakowskiego sanepidu. Z tym ostatnim wreszcie udało się skontaktować, po sześciu dniach od wykonania testu.

Okazało się, że nie byłem nawet obecny w ich systemie, bo szpital najwyraźniej zachował wynik dla siebie. Musiałem więc sam  wysyłać wynik na dowód, że rzeczywiście jestem zarażony. 

Pani z sanepidu (naprawdę miła, chociaż wyraźnie zmęczona) nałożyła na mnie izolację, przeprowadziła wywiad epidemiologiczny i poinformowała, że kolejny test zostanie mi wykonany jedynie za zaleceniem lekarza, albo z oddziału zakaźnego, albo po prostu pierwszego kontaktu. Jak nie, to będę siedzieć w zamknięciu do 14 września, czyli prawie miesiąc.

Reklama

Zaczęły się więc jeszcze bardziej gorączkowe próby skontaktowania się z jakimkolwiek lekarzem, który byłby mi w stanie pomóc. Jako że po całkowitej utracie węchu (nadal go w pełni nie odzyskałem), bólu gardła i mięśni, zaczęły się pojawiać duszności, coraz bardziej zależało mi na skontaktowaniu się z oddziałem zakaźnym, już nawet nie z powodu konieczności wykonania kolejnego testu, ale celem uzyskania zwykłej porady.

W nocy udało mi się dodzwonić na dyżurkę lekarską, na której usłyszałem od pana po drugiej stronie telefonu, że “on się tym nie zajmuje, to go nie interesuje” i “proszę sobie zadzwonić po pogotowie”. A ja tylko chciałem się dowiedzieć, czy mogę przyjąć jakiś lek, który mi pomoże na objawy

Wreszcie, po ponad tygodniu, udało mi się skontaktować z kompetentnym lekarzem pierwszego kontaktu, który zalecił mi odpowiednie ćwiczenia oddechowe, leki i udzielił ogólnych porad na przetrwanie tej choroby w oczekiwaniu na kolejny test.

Fot. Marek Lasyk

Wydawało się, że idzie ku dobremu wraz z polepszaniem się, początkowo fatalnego, samopoczucia. Wysyłam więc do sanepidu zgłoszenie konieczności wykonania kolejnego testu i zgodę lekarza, a dostaję w odpowiedzi strzał w pysk.

Sanepid stwierdza, że na nowy test może mnie skierować tylko ktoś z Oddziału Zakaźnego. Tego, który zapewne nie wie nawet o moim istnieniu, nie podał mnie do statystyk. PSSE podaje mi dodatkowo numery telefonów na Zakaźny, dobrze przy tym wiedząc, że albo nikt tam ich nie odbiera, albo zostały po prostu zlikwidowane.

No ale to już nie ich problem. W końcu oni zajmują się tylko wysyłaniem policji i ostrzeżeń SMS, że nie wykonałeś na czas zdjęcia w aplikacji “Kwarantanna domowa”.

Co ma zatem zrobić osoba chora, potrzebująca kolejnego testu? Dostać się na własną rękę (oczywiście, co akurat zrozumiałe, bez użycia środków transportu publicznego) do szpitala i stanąć w kolejce, razem z resztą ludzi (również zdrowych). A co, gdy nie posiada własnego środka transportu, tj. samochodu? Wtedy szpital musi po taką osobę wysłać karetkę, która, niczym taksówka, zawiezie osobę zakażoną pod szpital i grzecznie poczeka, aż ta, po kilku godzinach oczekiwania, wykona test, by potem odwieźć ją do domu. Jakże opłacalne i optymalne rozwiązanie.

Tak więc wygląda na to, że izolacja przerodziła się w areszt domowy. Nie wyjdę stąd, póki sanepid nie wyrazi na to zgody. Sanepid nie wyrazi na to zgody, dopóki sprawą nie zajmie się Oddział Zakaźny. A na Oddział Zakaźny nie sposób się dodzwonić.

Fot. Marek Lasyk

Nie wiem kiedy stąd wyjdę, bo nawet gdy minie już miesiąc od pierwszych objawów, panowie w niebieskich mundurkach i tak będą jeszcze przez dwa tygodnie meldować się pod moimi drzwiami, sprawdzając, czy na pewno za nimi nadal jestem i tak aż do 14 września. Chyba że zdarzy się cud i lekarze w Szpitalu Uniwersyteckim przypomną sobie o zarażonych w domach. 

Takich osób jak ja, od tygodni próbujących się skontaktować z odpowiednimi organami wszelkimi dostępnymi kanałami, jest więcej. Części z nich udało się otrzymać pomoc, inni nadal tkwią w zawieszeniu, zastanawiając się, czy tak właśnie wygląda ten słynny “wirus w odwrocie”.

Reklama

Epidemia w wykonaniu polskiej służby zdrowia to festiwal ignorancji, olewania pacjentów i przerzucania się odpowiedzialnością między szpitalami a sanepidem. Gra pozorów, w której każdy udaje, że coś robi, za plecami mając tak naprawdę nieopisany wprost chaos i codziennie zmieniające się przepisy, za którymi nikt nie jest już w stanie nadążyć. System, który może jakoś sprawdzał się, gdy zakażeń było 90 dziennie, nie sprawdzi się, gdy jest ich dziesięć razy więcej.

Mam tylko nadzieję, że przebycie tej choroby zapewni mi przynajmniej tymczasową odporność. Bo to, co dzieje się teraz, jest zaledwie wersją demonstracyjną apokalipsy, jaka czeka nas jesienią.

Druga fala? My jeszcze przez pierwszą nie przeszliśmy. Tym, którzy płaczą z powodu maseczek i rozsiewają bzdury o nieistniejącej pandemii, spisku władz i kontrolowaniu ludzkości, pozostaje mi tylko życzyć powodzenia. Obyście to przeszli tak łagodnie, że nadal będziecie mogli twierdzić, iż wirus nie istnieje.

Kamil Serafin, Kraków (lat 22) 

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności