Gazeta Krakowska. Tytuł: „Od soboty koniec zakazu noszenia maseczek na dworze”. To jest gazeta krakowska? A tytuł niekrakowski. Na jakim dworze? Być może chodzi o to, żeby krakowianie jednak maseczki nosili. Dopóki nie ogłosi się, że „koniec zakazu noszenia maseczek na polu”. Czyżby sytuacja z koronawirusem była nieco inna, niż jest przedstawiana?
Reklama
Trzeba by sprawdzić, czy w gazetach miast spoza małopolski nie jest napisane „koniec zakazu noszenia maseczek na polu”. Wówczas czytelnik gazety z centralnej Polski będzie myślał, że chodzi o rolników. Którzy, jak wiemy, maseczek nie muszą nosić, czyli wszystko się zgadza.
W ten sposób niby wolno nie nosić maseczki, a niby nie.
To świetny pomysł. Kiedy przyjedzie do Krakowa mieszkaniec Warszawy w maseczce, dowie się, że może nie chodzić w maseczce na dworze. I maseczkę zdejmie. A mieszkaniec Krakowa z podobnych powodów zdejmie swoją w Warszawie. I od razu na ulicy będzie widać kto swój, a kto obcy. I o to chodzi. Kiedy obywatel bez maseczki w Krakowie będzie prosił w cukierni o Napoleonkę, sprzedawca będzie wiedział, że chodzi mu o Kremówkę.
Zostaną zasypane antagonizmy krakowsko – warszawskie. I to pójdzie w kraj. Pokochamy się. Mieszkańcy Radomia z Kielczanami. Mieszkańcy Torunia z Bydgoszczanami i tak dalej i tak dalej. W naszym kraju sporo miast jest ze sobą skonfliktowanych. Nawet całe krainy, tak jak Śląsk z Zagłębiem.
Wszystkich nas pogodzą maseczki.
Znikną dowcipy w stylu: „na ziemniaki w Poznaniu mówi się pyry, w Zakopanem grule, a w Radomiu normalnie – deser”, czy „jak powstał drut aluminiowy: krakowianin z poznaniakiem wyrywali sobie złotówkę”. Nie będzie istotne, czy wychodzenie „na pole” oznacza, że się wychodzi z dworu, bo kiedy się skądś wychodzi, nie widzi się miejsca wyjścia, tylko to na które się wyszło. Stąd wynikało by, że jeśli się wychodzi „na dwór” oznacza, że spało się w polu. Przestanie to być istotne.
Przestanie być nawet istotne z jakiej miejscowości się jest.
Kiedy w młodości jeździłem autostopem po Polsce, spotykałem na swej drodze wielu tak samo poruszających się młodych ludzi. Pierwsze pytanie przy nawiązywaniu znajomości dotyczyło miejsca pochodzenia. „Z Wrocławia” – odpowiadałem. „Tak? A znasz Leszczaka?” „Nie znam” „ A wiesz, gdzie jest ulica Szczytnicka?” „Wiem” „On tam mieszka. I go nie znasz? To co pieprzysz, że jesteś z Wrocławia”.
Pamiętam, kiedy jako małoletni chłopiec z Wrocławia, przyjechałem do babci do Krakowa. Mieszkała przy alei Słowackiego. Wryło mi się w pamięć jej oburzenie, kiedy stwierdziłem, że kamienica w której mieszka jest na pewno „poniemiecka”. Wszystkie wrocławskie przedwojenne takie były.
To wszystko będzie nieistotne.
Spokojnie będzie mógł się spotkać Smok Wawelski z Bazyliszkiem, a nawet ze Śląskim Skarbnikiem i wspólnie ustalą, kiedy mają się odbyć wybory.
A wszystko dzięki premierowi, który zezwolił nam chodzić bez maseczek. A tak się go czepiają.
Reklama