Pewnie wielu z was, jak ja, usłyszało ten zespół po raz pierwszy na placu Mariackim. Później ich flow oczarowało całą Polskę w programie Must Be The Music, teraz Kraków Street Band zdobywa europejskie festiwale. Niestety, na krakowskie ulice na razie nie wrócą. Takie mamy przepisy.
Reklama
Chodzi o nagłośnienie wokalisty – niewielki piecyk, napędzany zawrotną mocą ośmiu baterii typu paluszek. Dzięki niemu Łukasz nie musi się wydzierać, żeby widzowie usłyszeli go w miejskim gwarze i dźwiękach pozostałych członków zespołu. W świetle przepisów to jednak nielegalne. Chociaż głos z mikrofonu i tak nie jest głośniejszy niż instrumenty, straż miejska nakłada mandat w wysokości 500 złotych.
Efekt obecnych zapisów uchwały o parku kulturowym jest więc taki, że gitarzysta klasyczny, klawiszowiec , czy flecista nie zaprezentuje się w pełnej krasie - nawet jeśli ma zezwolenie na uliczną grę. Są tacy artyści, którzy mimo wszystko decydują się na mini nagłośnienie, więc wygląda to tak, że najpierw zarabiają na mandat, a dopiero później na siebie.
Fragment (bezskutecznej) petycji Kraków Street Band do władz miasta:
Wierzymy, że władze Krakowa są nam przychylne, nie chcemy żadnej rewolucji, a jedynie drobnego usprawnienia przepisów. Postulujemy, aby komisja wydająca pozwolenia na występy uliczne mogła w uzasadnionych przypadkach zezwolić na nagłośnienie tych instrumentów, które bez niego nie są wystarczająco słyszalne.
O tym, czy dany zespół lub artysta może używać nagłośnienia, mogłaby decydować ta sama komisja, która wydaje zezwolenia na grę. Jak mówi Łukasz Wiśniewski z KSB, zespół chętnie wysłucha propozycji ze strony urzędu lub radnych. Może stworzymy specjalne strefy z możliwością nagłośnienia (jak np. w Wiedniu – patrz zdjęcie)? Albo skierujemy artystów o takich wymaganiach sprzętowych w inną część centrum?
Reklama
Kraków Street Band robi muzykę, dzięki której chce się rano wstawać z łóżka. Chłopaki pokazują ją na festiwalach w całej Europie, i właściwie mogliby sprawę tych przepisów olać. Ale to na krakowskich ulicach – jak sama nazwa bandu wskazuje – wszystko się zaczęło. Tutaj ich pokochaliśmy. Naturalne więc, że chcieliby wciąż na niej grać – legalnie. W żadnym z europejskich miast nie mieli problemu z piecykiem na paluszki. W żadnym oprócz tego, którego są wizytówką.