Prywatne elektrownie słoneczne kojarzyły mi się dotychczas z ekologicznymi gospodarstwami rolnymi, schroniskami w górach i domami jednorodzinnymi na wsiach. W każdym razie, na pewno nie z Ruczajem. Tymczasem tam, na jednym z bloków, krakowianin produkuje czysty, ekologiczny i darmowy prąd.
Nie musisz mieć własnej ziemi, ani domu, żeby mieć własną elektrownię słoneczną. Udowodnił to Radosław Wroński z Krakowa, który panele fotowoltaiczne umieścił na dachu bloku. Jak to możliwe? Otóż jest on częścią wspólną – tak, jak inne elementy bloku.
Oczywiście dach służy do czegoś innego, więc potrzebna była uchwała wspólnoty mieszkaniowej, połowa głosów na „tak” i zebranie podpisów sąsiadów. Gdy udało się uzyskać zgodę mieszkańców, pan Radek znalazł wykonawcę - firmę, która nie tylko zaprojektowała elektrownię, ale też sprawdziła wszystkie techniczne możliwości i przygotowała odpowiednią dokumentację. W celu dobrania odpowiedniej konstrukcji, wykonawca musiał określić m.in. kierunek i siłę wiatru, odległości od krawędzi dachu, czy strefę opadów śniegu.
Inwestycja na długie lata
Według wyliczeń, elektrownia zwróci się za około 11 lat. Panele pana Radka mają charakter prosumencki (na własne potrzeby), nie komercyjny, więc zarobek nie jest tu najważniejszy. Mimo to, instalacja może przetrwać od 25 do 30 lat, a więc jej właściciel może liczyć na przypływ gotówki. W najbardziej korzystny dzień, elektrownia wyprodukowała 12,3 kilowatogodziny energii – dzienne zużycie w mieszkaniu pana Radka wynosi około 4 kWh. Tu uwaga: nie jest tak, że prąd dostarczany jest wyłącznie do mieszkania właściciela instalacji, więc sąsiedzi też w pewien sposób z niego korzystają.
Portal, na którym można śledzić pobór, zużycie energii i inne dane pokazuje, że nasz rozmówca zasadził już dzięki elektrowni siedem drzew. Ma więc nadzieję, że w jego ślad pójdą inne osoby, spółdzielnie, wspólnoty. Z analizy potencjału słonecznego wszystkich dachów wynika, że bylibyśmy w stanie wyprodukować dwa razy więcej energii elektrycznej, niż wynosi całe zapotrzebowanie mieszkańców Krakowa na prąd.
Dał radę bez dotacji
Czy korzystał z jakiegoś dofinansowania? Nie, bo nie było aktywnego żadnego programu wsparcia dla osób fizycznych na takie cele. Jest taki program w WFOŚ, ale dla większych instalacji. W przeszłości pan Radek starał się za to zachęcić miasto do uruchomienia podobnego programu wsparcia, jaki działa w Warszawie, pod nazwą Cities on power: http://www.citiesonpower.eu/pl/o-projekcie. Gdyby się udało, to sam chętnie z niego skorzysta przy rozważanej rozbudowie swojej instalacji.
Własna elektrownia wymaga oczywiście trochę zachodu i niemałego wydatku, ale w dłuższej perspektywie i z troski o naszą planetę – opłaca się. Nikt Wam tego nie wytłumaczy lepiej, niż sam pionier tego rozwiązania (w wydaniu osiedlowym). Szczegóły tu: http://smoglab.pl/zbudowac-swoja-wlasna-elektrownie-solarna-bloku-mieszkalnym/