Ta historia działa się na jednym z nowohuckich osiedli, dokładnie - w sklepie hydraulicznym. Oprócz tego, że jest zwyczajnie urocza, ma niezwyczajnie przesłanie: jak przez mały gest można wygrać jedno małe życie. On poznał ją na papierosie i bez zastanowienia dał pracę. Ona jest dziś zapewne jedynym kotem w Polsce, który służy radą w zakresie bojlerów, kaloryferów i baterii, a właścicielowi sklepu zapewnił wyjątkową reklamę.
Oprócz szerokiego asortymentu sanitarnego i grzewczego, klienci tego sklepu mogą również trafić na 5-miesięcznego kota, z pręgami na plecach i cętkami na brzuchu. To Funia – zwierzak, który jeszcze dwa miesiące temu, słaby i głodny, błąkał się po osiedlu Sportowym. Prawdopodobnie ktoś ją wyrzucił.
Jedną klientek była pracownica Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Gdy spytała (ludzką) obsługę o powód kociej obecności, usłyszała historię, która tak ją rozczuliła, że postanowiła opowiedzieć ją światu na Facebooku. Brzmi ona tak:
„Gdyby nie wyszedł na papierosa, zostawiając otwarte drzwi do sklepu, życie malucha było by przesądzone. Szara kuleczka wbiegła tam na chwilę i jeszcze szybciej, z powrotem ruszyła dalej. Drgnęło serce … kociątko zatrzymało się nagle.”
„Wejdzie jeszcze raz? Pomyślał mężczyzna. Weszło. W końcu listopada kocia malizna mieszcząca się na dłoni, nie ma szans, chyba, że wybierze sobie człowieka, który ją ocali. Po wizycie u doktora kot wynajął kącik z miękkim posłaniem w pokoiku na zapleczu. Zajął się jedzeniem, spaniem, mruczeniem i wkrótce, poważnymi obowiązkami. Ochroną i marketingiem”.
Dalej pani inspektor zaznacza, że zwierzęta zagrożone utratą życia, często wpadają w ręce dobrych ludzi. Częściej jednak, wciąż płacą życiem za obojętność. Dlatego pan Janusz powinien być dla wszystkich przykładem. Podobnie zresztą jak jego współpracownik, który ani chwili się nie wahał, gdy kolega spytał o zgodę na posadę dla Funi.
W zamian mężczyzna dostał nagrodę: codzienne mruczenie, grzanie i mizianie przy porannych zajęciach biurowych. Gdy przenosi się do sklepu, każdy zajmuje się już swoim zajęciem. On sprzedażą, ona wypatrywaniem wad w sprzęcie i miauczącym doradzaniem. Jeszcze nie daje się głaskać klientom, ale może robi to umyślnie – żeby nie zakłócać ich skupienia w trakcie ważnych zakupów.
Funia udowodniła, jak znakomitą intuicję mają koty. I możemy, ba – powinniśmy, uczyć się tego od nich. Dlatego, że zimą, ci bezbronni i najsłabsi, często potrzebują naszego wsparcia.
P.S.
Niestety historia nie skończyła się happy endem. Funia kilka niedługo po nagraniu zaginęła.