Małopolska jest regionem, w którym jest najtrudniejsza sytuacja jesli chodzi o dostępność respiratorów. W czwartek udało się uruchomić kolejne stanowiska, ale - jak podkreśla w rozmowie z Life in Kraków - dr Wojciech Serednicki wiąże się to z obniżeniem standardów leczenia. Sprzęt obsługują lekarze, którzy do tej pory się tym nie zajmowali. Gdyby sytuacja nadal się pogarszała, pod uwagę jest brane zamknięcie sal operacyjnych i wykorzystanie znajdujących się tam urządzeń do wentylacji chorych.
Reklama
Podstawowe założenie, jakie przyjęto: nie zostawić nikogo bez pomocy, nawet jeśli dzieje się to kosztem obniżenia standardów opieki w ramach intensywnej terapii. Obecnie udało się uruchomić w Małopolsce łącznie 431 miejsc respiratorowych, zajętych jest 392.
Nowe miejsca respiratorowe są obecnie lokalizowane poza oddziałami intensywnej terapii i są prowadzone przez lekarzy innych specjalności jedynie w asyście anestezjologów. Część lekarzy uważa, że to niedopuszczalne obniżenie standardów, ale według doktora Serednickiego "lepiej zapewnić jakąkolwiek pomoc, niż żadną".
Reklama
Ale to nie koniec awaryjnych rozwiązań, które są brane pod uwagę. W rozmowie z Life in Kraków dr Serednicki poinformował, że w każdym szpitalu jest pewna rezerwa sprzętowa, która nie ma należytej obsady, ale jest gotowa do użytku.
- W sytuacji, w której chory będzie zmuszony do podłączenia do respiratora, będzie musiał być leczony wentylacyjnie, będziemy wdrażać specjalne miejsca do tej terapii. Będziemy zamykać sale operacyjne - oby nie daj Boże - na których znajdują się aparaty do znieczulenia, które mają funkcję respiratora, zlikwidujemy część sal wybudzeniowych - powiedział nasz gość.
Reklama
- Mamy również plan ultraawaryjny, czyli relokacje naszych pacjentów do innych miast. Mamy już na to ustaloną i przećwiczoną procedurę. Przy czym to byłyby transfery do dość odległych miejsc, bo w sąsiednich województwach sytuacja też jest trudna. Niemniej jest to możliwe, choć staramy się do takiej sytuacji nie dopuścić, bo każdy taki transfer pacjenta jest niebezpieczny - dodał dr Serednicki.