Rząd nie mógł zamknąć kościołów. Z powodów prawnych, politycznych i społecznych. Gdyby kościoły zostały zamknięte, wówczas moglibyśmy się spodziewać manifestacji pewnych środowisk katolickich. - podkreśla w rozmowie z Life in Kraków dr Marcin Kędzierski z Centrum Polityk Publicznych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i ekspert Klubu Jagiellońskiego.
Reklama
Marcin Kędzierski przypomina, że w zeszłym roku również kościoły nie były całkiem zamknięte. Były limity 5 osób na mszy. Limity były niskie, ale formalnie kościoły nie były zamknięte. Obecnie w kościołach obowiązuje limit – 1 osoba na 20 m2 kwadratowych.
"Problem w tym, że nawet gdyby rząd wprowadził teraz bardzo niskie limity, to nie ma zdolności do wyegzekwowania takich przepisów. Rząd nie jest nawet w stanie wyegzekwować poprawnego noszenia maseczek w komunikacji miejskiej" - zauważa Kędzierski.
Dodajmy, że rząd nie jest również w stanie wyegzekwować limitów pasażerów pociągach, czy autobusach, jest też bezradny wobec otwieranych restauracji czy pubów.
Reklama
Jeśli chodzi o kościoły to zdaniem Kędzierskiego, nie to jest kwestia odgórnych zaleceń, ale dyscypliny i odpowiedzialności wiernych.
"Oczekiwałbym od biskupów, by wydali wyraźne polecenia proboszczom, by dbali o przestrzeganie norm i obostrzeń. Niedopuszczalne są sytuacje, że proboszczowie puszczają oko do wiernych, że co prawda jest limit, ale nie musimy się nim przejmować. Sporo księży niestety podważa zagrożenie, jakim jest pandemia.
"Powiem już nie jako ekspert, ale jako osoba wierząca. Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio bardzo wyraźnie pisał, że chrześcijaństwo musi opierać się na dwóch skrzydłach: wiary i rozumu. Mam wrażenie, że część wiernych to skrzydło rozumu odrąbała siekierą. Nie potrafię zrozumieć tej pogardy dla rozumu i dla nauki".
Reklama
Są apele Konferencji Episkopatu by przestrzegać restrykcji, ale nie ma tam silnej woli, by wyciągać konsekwencje wobec tych, którzy tego nie robią." - stwierdził Marcin Kędzierski.