W ŻYCIU

Lekarze mieli dwa wyjścia: zaryzykowali i przyszyli rękę

opublikowano: 18 LISTOPADA 2018, 21:36autor: Karolina Gawlik
Lekarze mieli dwa wyjścia: zaryzykowali i przyszyli rękę

Pracują z tymi maszynami od 20, 30 lat, ale to był ułamek sekundy. Później szok do tego stopnia, że nie czuli nawet bólu – mimo że ręka była prawie ucięta, czy oskalpowana. Rafał pracował ze szlifierką, pani Ewa z maglem. Mają obie ręce dzięki chirurgom ze Szpitala im. Żeromskiego.

Reklama

Gdy pacjent ma uszkodzoną rękę do tego stopnia, że walczy o życie lub grozi mu amputacja, możliwości w szpitalu są dwie: albo odesłać go do ośrodka, który pełni dyżur replantacyjny, albo do ośrodka, który zajmuje się chirurgią ręki i chirurgią oparzeń (w zależności od urazu). Ale jest też trzecia opcja: chirurg nie traci czasu, podejmuje ryzyko i operuje sam. Tak, jak zrobili lekarze z „Żeromskiego”, gdy trafił do nich Rafał i pani Ewa.

Reklama

Rafał pracował wtedy w garażu. Gdy przyciął rękę szlifierką, zachował jeszcze zimną krew - trzymał ją tak, by całkiem się nie urwała i pobiegł do domu. Żona zadzwoniła po karetkę. Dopiero tam poczuł, jak to straszliwie boli. Z panią Ewą był w pracy mąż – gdy magiel wciągnął jej rękę, szybko wyłączył maszynę i wezwał pomoc. W obu przypadkach było ryzyko amputacji.

Trafili do Szpitala im. Żeromskiego, o którym nie słyszymy często w kontekście przyszywania rąk. Rzeczywiście, jak wspominają lekarze, ostatnio taka operacja miała tu miejsce w 1990 roku. Szansa na uratowanie kończyny Rafała wynosiła 50/50. Chirurdzy zespolili naczynia, nerwy i ścięgna ręki. To nitki cieńsze niż włos. Operacja trwała sześć godzin.

Dr Łukasz Dutka (z lewej) dr Benedykt Cichy

U Pani Ewy potrzebnych było aż pięć zabiegów. Magiel zdarł skórę do tego stopnia, że widać było wszystko – mięśnie, kości, ścięgna. Co najpierw zrobili lekarze? Wykorzystali skórę z innej części ciała i stworzyli taki naturalny opatrunek. Musieli zrobić skomplikowaną rekonstrukcję tkanek i przeszczep skóry. Nie udało się uratować tylko jednego palca.

Pani Ewa, pacjentka "Żeromskiego":
Właśnie wtedy, gdy się coś takiego wydarzy, dopiero człowiek zdaje sobie sprawę, co to znaczy mieć obie ręce. I bardzo dziękuję, że je mam.

Reklama

Oboje zachowali uszkodzone ręce, oboje czują się dobrze. Teraz ich czeka długie leczenie i niełatwa rehabilitacja. Gdy rozmawiamy o pobycie w szpitalu, kilka razy powtarzają, jak wdzięczni są lekarzom. Nie wiadomo, czy odzyskają pełną sprawność ręki. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że stuprocentowej – nie. Jednak nawet popsuta ręka, ale własna, to dar w perspektywie sztucznej, nieruchomej protezy.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności