Niemal wszystkie skrawki zieleni były zajęte. Wiele z nich, przez dziwnie, powoli poruszających się ludzi, jakby ktoś w zwolnionym tempie puścił film z Brucem Lee. Wybrałem się do Parku Jordana na organizowane przez Instytut Konfucjusza zajęcia Tai Chi, nie mogłem uwierzyć, że na miejscu zastałem kilka (kilkanaście?) grup ćwiczących tę sztukę walki.
Tak, dla trenujących to żadne odkrycie, ale ja nie miałem pojęcia. Tai Chi (a właściwie Taiji, choć ta forma jest znacznie mniej popularna) to stara chińska sztuka walki, rodzaj Kung Fu. Oczywiście, na zajęciach nikt nie uczy, jak poradzić sobie z tuzinem przeciwników (znów ten Bruce Lee…), ani jak i gdzie bić, żeby bolało. Ale po setkach godzin spędzonych na powolnym powtarzaniu sekwencji ruchów, organizm zapamiętuje je i potrafi powtórzyć w chwili zagrożenia.
Bo Tai Chi to sztuka walki wyłącznie obronnej.
Małgorzata Lelek, Instytut Konfucjusza UJ:
W Tai Chi nie ma agresji, świat jest pełen agresji, a w Tai Chi nie ma agresji. My nie atakujemy pierwsi. Jest to forma obrony. Odpieramy atak, schodzimy z linii ataku, robimy uniki. Działamy silą przeciwnika.
To wszystko to jednak wyższa szkoła jazdy. Dla 99% trenujących Tai Chi to przede wszystkim forma ruchu, medytacji, tańca. Dla wszystkich. Nie trzeba mieć świetnej kondycji, siły, koordynacji. Wystarczy pojawić się na zajęciach. Te organizowane przez Instytut Konfucjusza UJ są bezpłatne, nie ma zapisów, list, ograniczeń. Spotkania zaczynają się w każdy czwartek o 18, zbiórka przy bramie od strony ul. Ingardena.