Wyglądają, pachną, oddychają, płaczą i ślinią się jak niemowlaki. Bije im serce. Ale to nie są prawdziwe maluszki, tylko lalki, których jednak nie kupuje się dzieciom na prezent. Do czego służą dorosłym? Fotoreportaż o lalkach „Reborn” polskiej artystki Karoliny Jonderko zdobył II miejsce w kategorii projekty długotermionowe w najbardziej prestiżowym konkursie fotografii prasowej - World Press Photo 2021.
Media często traktują kobiety, które adoptują „sztuczne dzieci” prześmiewczo i sensacyjnie. Albo ostrzegają, że takie atrapy mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc. Fotografce Karolinie Jonderko to się nie podoba i widzi rzeczy inaczej.
„Dla mnie to jest przedmiot terapeutyczny. Dlatego w 2015 roku, kiedy dostałam stypendium Magnum, zaczęłam tworzyć ten cykl. Najpierw w Anglii, a potem kontynuowałam w Polsce, choć najpierw nie sądziłam, że są tu kobiety, które posiadają te lalki.”
Psycholożka Aleksandra Sarna zaznacza, że w klasycznej psychologii ten mechanizm określa się jako kompensacyjny, lalka to fantom.
Reklama
„Ale bardzo pomocny. Kobiety, które mają blokadę przed zajściem w ciążę, koncentrują się na opiece nad lalką, rozluźniają i to je odblokowuje. Nagle zachodzą w ciążę i lalka już nie jest potrzebna. Są kobiety, które pragną dziecka, ale boją się, że jako matki nie dadzą rady. U nas macierzyństwo jest traktowane jak heroizm. To groźba: „urodzisz – poznasz życie!”. Opiekując się sztucznym niemowlakiem, uwalniają się od tego strachu, przekonują się, że dadzą radę.”
Kiedy noworodek umiera, pomóc może rebornerka
Karolina Jonderko od wielu lat w swoich projektach porusza temat straty, traumy i tego, jak ludzie sobie z tym radzą. Bohaterki jej projektu decydowały się na posiadanie lalek z różnych powodów. Strata była jednym z nich.
Kobieta po latach starań o ciążę urodziła wcześniaka, który po paru dniach zmarł. Po wyjściu ze szpitala czuła fizyczny ból pustych rąk, na których powinien być maluch. Znalazła się lalka, która była repliką jej dziecka i wypełniła pustkę po nim. Niedawno kobieta napisała do Karoliny, że właśnie ją sprzedała, bo będą z mężem adoptować dziecko.
Reklama
Barbara Smolińska, która tworzy lalki reborn i współpracuje od kilku lat z Karoliną Jonderko, dobrze pamięta tę historię - Mikołajka. Bardzo ją poruszyła. Miała stworzoną przez siebie lalkę wcześniaka. Chociaż jego karnacja była jasna, a nie czerwona, jak to bywa u wcześniaków, zrozpaczona mama „rozpoznała” w niej swojego synka i bardzo chciała go znowu mieć.
Potem kupiła u Barbary jeszcze dwa niemowlaki. Inna historia, której nie może zapomnieć, to kobieta na wózku, mama dwójki dzieci, która po operacji ginekologicznej nie mogła już urodzić trzeciego. Kupiła u Barbary lalkę.
Karolina Jonderko fotografowała też mamę czwórki dzieci, która poroniła kolejną ciążę i czuła pustkę po tej stracie. Tak lalka stała się częścią rodziny. Wszędzie zabierali ją ze sobą, co prowadziło do zabawnych sytuacji. Jak ta, kiedy w autobusie najmłodszej z rodzeństwa dziewczynce lalka upadła na podłogę.
Kierowca zatrzymał autobus, pasażerowie chcieli wzywać pogotowie. Trzeba było tłumaczyć wszystkim i pokazywać, że to nie jest prawdziwe dziecko. Niektórzy byli zafascynowani, ale niektórzy przerażeni.
Reklama
W czasie realizacji tego projektu były i takie wzruszające momenty, kiedy starsza pani komplementowała lalkę, myśląc, że to dziecko i została poinformowana, że to nie jest żywy maluch. Rozpłakała się i powiedziała: „Przynajmniej nigdy wam nie umrze...”
Żeby ci się lalka z dzieckiem nie pomyliła!
„Muszę zaznaczyć, że wszystkie moje bohaterki wiedzą, że to są lalki. Gdybym spotkała taką, której by się zacierała rzeczywistość i świadomość, że to martwy przedmiot, to nie robiłabym zdjęć. Miałabym wtedy poczucie, że wykorzystuję osobę nie do końca poczytalną” – zaznacza fotografka
Aleksandra Sarna, uważa, że w życiu zaburzonych kobiet może się znaleźć miejsce na takie „sztuczne dziecko”, nawet jeśli z powodu problemów psychicznych jest uważane przez nią za prawdziwe.
„Taka personifikacja martwego przedmiotu jest lepsza w tej chorobie niż porwanie żywego niemowlaka. Jest też lepsza niż leki.”
Ten kojący wpływ lalek reborn może być też wykorzystywany w domach spokojnej starości. Eksperyment przeprowadzony w Anglii z udziałem ludzi chorych na Alzheimera, pokazał, że osoby, które dostały lalki, nie potrzebowały już zażywać tak dużo leków uspokajających, ponieważ zyskały towarzystwo, miały się kim opiekować, czuły się potrzebne.
Reklama
Psycholożka wyjaśnia, że zajmowanie się przez cierpiących na Alzheimera lalkami, które wyglądają jak dzieci, opóźnia rozkład emocjonalności u chorych na tę chorobę i nie tak szybko zamienia się ona w agresję.
Jak stworzyć „sztuczne dziecko”?
Autorka fotoreportażu „Reborn” sama nie ma dziecka i dlatego do czasu realizacji projektu nie zdawała sobie sprawy, że tak często ludzie podchodzą do rodziców z wózkami i komplementują ich pociechę albo pytają, ile ma miesięcy.
Tak się działo też w wypadku fotografowanych przez nią mam, które spacerowały ze „sztucznymi dziećmi”. A chłopiec, niosący lalkę był pouczany przez obce osoby, że „tak się siostrzyczki nie trzyma”.
Barbara Smolińska, u której można zamówić niemowlaka, właściwie jest prekursorką reborningu w Polsce. Już jako dziecko lubiła zabawki bardzo realistyczne. Najpierw założyła grupę w mediach społecznościowych dla kolekcjonerek lalek reborn.
Po pół roku zorientowała się, że kolekcjonerki to zmyłka. Za posiadaniem lalki kryją się traumy, czasem depresja. A rodzina czy znajomi nie zawsze akceptują taką terapię. Barbara miała kontakt z osobami, które musiały ukrywać swoje reborny, chować do szafy. Ciekawe jednak jest to, że mężowie w tej kwestii są wspierający. Nie mają też oporów i sami biorą lalki na ręce.
Reklama
Żeby stworzyć lalki do złudzenia przypominające prawdziwe dzieci, trzeba się dużo naoglądać maluchów.
„Kiedy rodziło się moje drugie dziecko, synek, trzy lata temu, to już go dokładnie obserwowałam, żeby zapamiętać, gdzie wałeczki tłuszczu, ile włosków, jaka jest w dotyku skóra maleńkiego dziecka. Teraz dużo oglądam zdjęć niemowlaków, zaglądam do cudzych wózków” – opowiada Smolińska.
Brwi się takiej lalce raczej maluje. Ale rzęsy i włosy robi z sierści alpaki albo używa moheru, bo on przypomina w dotyku ludzki włos. Specjalny żel 3D używany jest do malowania paznokietków, żeby wyglądały jak trójwymiarowe. Może on także udawać ślinę w otwartych ustach lalki albo katarek. Są olejki imitujące naturalny zapach niemowlęcia, ale Barbara chętniej używa piernikowego, lawendowego albo czekoladowego.
Reklama
Nie lubi gotowych mechanizmów wkładanych do środka, które imitują bicie serca czy oddech. Bo usztywniają lalkę, a ona powinna się układać na rękach naturalnie. Na koniec jeszcze varnish – bezbarwna substancja, którą rozprowadza się na winylowym ciałku, żeby stworzyć wrażenie porowatości skóry, jak u dziecka.
To dziecko czy humanoidalny robocik?
„Sztuczne dzieci” wzbudzają u jednych zachwyt a u innych przerażenie i obrzydzenie. Dlaczego są tak kontrowersyjne?
Autorkę fotoreportażu nagrodzonego w konkursie World Press Photo 2021 też to interesowało. Dotarła do informacji, że w latach osiemdziesiątych pewien japoński inżynier, który projektował roboty, zauważył, że kiedy robot wygląda jak robot, to jesteśmy nim zafascynowani, ale kiedy dostaje on ludzką twarz i ciało, to zaczynamy się go bać. Bo wygląda jak człowiek, ale nim nie jest.
„Dlatego są ludzie, którzy boją się tych lalek, uważają, że wyglądają jak martwe dzieci i nie chcą ich dotykać.”
Projekt Karoliny Jonderko „Reborn” będzie kontynuowany. Teraz czas na seniorów.