Nie zdałeś egzaminu, wkurza cię szef, współlokator znów nie posprzątał, codziennie stoisz w korkach. źródeł złości może być tak wiele, jak wiele jest sposobów radzenia sobie z nią. Jeden z nich jest dość nietypowy. W centrum Krakowa do dyspozycji masz kij baseballowy, młotek i cały pokój tylko dla siebie.
Reklama
Przy ul. Dietla jest taka kamienica, w której zapuszczone mieszkania od lat czekają na wynajem. Kamil zaryzykował i inspirując się amerykańskimi miejscami z cyklu Anger Room, zrobił w jednym z nich centrum demolki. Zasady są proste: wybierasz jedno z trzech pomieszczeń i rozwalasz w nich wszystko, co Ci się żywnie podoba. Oprócz okien i kamer.
Totalna destrukcja
Testerem byłam idealnym. Jeśli ja ogarnę narzędzia demolki - ogarnie każdy, pokładów przykrych emocji do wyżycia posiadam w nadmiarze, jednocześnie lekko drżę przed rozbitym szkłem, drzazgami i innymi kaleczącymi nicponiami. Taka przyjemność kosztuje 140 zł i 200 zł, jeśli rozwalacie pokój we dwójkę. Polecam jednak intymne zmierzenie się z tą totalną destrukcją.
Koszt więc niemały, lecz niemało jest też później sprzątania. Ale od początku. Musisz mieć na sobie pełne obuwie, resztę dostajesz na miejscu: kombinezon, okulary, bandankę i maskę. Możesz być Hannibalem Lecterem, członkiem grupy Anonymous lub postacią z "Krzyku". Wybierasz kij baseballowy, wyłom, młotki, albo wszystko na raz. Tak jak uczyniłam to ja.
Najlepiej naparzać jak popadnie
Padło na salon, bo bardzo kusił mnie wielki kineskop telewizora. Największą popularnością cieszy się jednak kuchnia, gdzie na demolkę czeka pełno szkła. Na szczęście, w moim pokoju też się trafiły szklane drzwi od szafy i butelka po whisky. Zmierzyłam się również m.in. z magnetowidem, routerem, kasetami wideo, kalendarzem i dwoma innymi szafami. Największą radość (oprócz telewizora rzecz jasna) sprawił mi biurowy telefon, a największą trudność stara Nokia (nie do wiary).
Reklama
Hannibal z dwoma kucykami, w conversach i System of a Down w uszach to nie jest codzienny widok i niecodzienne były przeżycia tych 40 minut. Najpierw znęcałam się z rozkoszą nad każdym elementem danego przedmiotu, później odkryłam, że lepiej jest naparzać jak popadnie. Choć z każdą minutą plecy bolały mocniej i okulary parowały bardziej, szło mi coraz lepiej. Wykonałam nawet z szafki własne narzędzia zbrodni na kineskop. Odkryłam jeszcze, jak fajnie się demoluje rzeczy, rzucając nimi o ścianę, albo intensywnie po nich skacząc (nie zakładajcie conversów). Już po pierwszych 10 minutach czułam się jak na porządnym treningu na siłowni.
Śmiałam się i przeklinałam
Było też śmiesznie. Na przykład gdy uderzałam kijem tak, że zamiast coś uszkodzić, uszkodziłam prawie siebie albo gdy się uparłam, że na pewno rzucę sama starym telewizorem o podłogę. Generalnie, przy całej tej złowieszczej otoczce, to po prostu kawał dobrej zabawy. Więcej się z siebie śmiałam, niż przeklinałam.
Efekt może nie do końca terapeutyczny, ale z całą pewnością oczyszczający. Dlatego pojawiają się tu częściej ludzie po 30-stce, zazwyczaj z dużych firm, którzy żyją w ciągłym stresie. "Zdemoluj" to też dobra opcja na prezent, zwłaszcza dla samego siebie - bo można sprawdzić, co tak naprawdę w środku Ci gra. Czy warto za te pieniądze? Wiecie, można też sobie za darmo przebiec 20 km, albo za podobną kwotę kupić karnet na crossfit, tylko że. no nigdzie nie przywalicie baseballem w telewizor i szklaną szafę.