Nie zliczę, ile razy ktoś pytał mnie na Kazimierzu, gdzie jest to miejsce. Nic dziwnego, bo żeby do niego trafić, trzeba się wysilić. W dobie ścigających promotorów i świecących szyldów, ten lokal woli się ukrywać. I to działa.
Reklama
Nic tu nie jest standardowe. Ani adres, ani ludzie, ani menu. Zanim jednak to wszystko poznacie, albo musicie mieć obeznanych, a przy tym uczynnych znajomych, albo sprawnie rozwiązywać łamigłówki. "Z ust do ust" to bowiem jedyny na Kazimierzu i jeden z dwóch w mieście, ukrytych barów. Stawiają wyłącznie na reklamę szeptaną, na co wskazuje sama nazwa.
Zagadki, prowadzące do lokalu, najlepiej rozwiązywać z telefonem w ręku, spacerując przez Kazimierz. Właścicielowi "Z ust do ust", który wychowywał się "na tej dzielnicy", chodziło właśnie o to, żeby mieszkańcy i przyjezdni zobaczyli okolice jego oczami. Trzeba się postarać – czasem nie pomoże nawet internet, co sprawia dodatkową frajdę. Zwłaszcza, że poznajecie po drodze miejsca nieoczywiste.
To jedna z trzech dróg dotarcia do tego miejsca. Drugą jest rebus z wizytówki lokalu, trzecią wiedza znajomych. Jednak w tym ostatnim przypadku, sama ekipa "Z ust do ust" radzi klientom, żeby za bardzo innym nie pomagać, a wręcz utrudniać – bo im bardziej się wysilisz, tym bardziej docenisz i tym lepszy czas tu spędzisz.
Chociaż moim zdaniem, bez względu na trudności w znalezieniu, o dobry czas nie trzeba się martwić. Atmosfera lokalu jest wyjątkowa na tle innych – międzynarodowe towarzystwo, ale wcale nie turystyczne, lokalsi, bardzo indywidualne podejście na barze. Porąbany wystrój i muzyka, co zresztą odzwierciedla ekipę stojącą za tym miejscem. W końcu ktoś tuzinkowy raczej by nie wymyślił, że można zrobić biznes na wyrafinowanych koktajlach podawanych… w kiblu.
Reklama
Po tajemniczej lokalizacji, to właśnie koktajle są wyróżnikiem z Ust do ust. Obecną kartę drinków wystylizowali na szczególnie popularny w latach 90-tych magazyn Bravo. Mamy w nim quiz „jakim koktajlem jesteś”, psychotest o flirtowaniu, zwierzenia po kilku głębszych, list do redakcji i oczywiście niezapomniane fotostory. Plakat w środku też. W styczniu wchodzi nowe menu tematyczne. Jeden koktajl robiłam sama (taka zasada), mieszając składniki… śrubokrętem.
Mimo że miejsce trochę niedostępne, od ponad roku cieszy się sporą popularnością, jednocześnie wciąż pozostawiając gościom poczucie lekkiego ukrycia przed światem. Szanuję, że ktoś oddał lokalsom kawałek Kazimierza. Dla lubiących wyzwania dobra informacja: gra miejska ma być trudniejsza.
Komentarze, podające lokalizację "Z ust do ust" będą kasowane, ponieważ ekipa bardzo dba, żeby goście nie oznaczali jej w sieci. Możecie za to zabłysnąć, czy znacie nazwę drugiego takiego baru w mieście.