Zacznijmy od tego, że jest pysznie. Nigdy bym się nie spodziewał, że kawałek pieczonego na wałku ciasta posmarowanego czekoladą/powidłami/masłem orzechowym, może tak dobrze smakować. W Pradze budki z trdelnikami stoją na każdym rogu, w Krakowie jest jedna, na skwerku u zbiegu Ciemnej i Jakuba. Z powodu pandemii sezon rozpoczęli dopiero w czerwcu.
Reklama
Postawił ją tam, a jakże, Czech, z Ostrawy. Martin przyjechał do Polski już 20 lat temu, by grać w hokeja. Występował w najlepszych klubach (między innymi Cracovii), trzy razy zdobył mistrzostwo kraju, grał nawet w reprezentacji… Polski - tak spodobało mu się nad Wisłą, że przyjął drugie obywatelstwo. Kilka lat temu łyżwy poszły na kołek, a Martin na studia, później do pracy w korporacji.
Martin Voznik:
Nikt na mnie nie krzyczał, nie musiałem nic ciężkiego podnosić, miałem klimatyzację, kawę, także na początku było bardzo wygodnie, ale później stwierdziłem, że to jednak nie jest to, co chciałbym robić do końca życia.
Reklama
Pomysł na budkę z trdelnikiem pojawił się na wakacjach. Kilka lat temu Martin zaprosił swoją narzeczoną Olę do Pragi, tam codziennie opychali się zawijanym na kij ciastem, wcześniej odczekując swoje w kolejce. Jak tam można, to czemu nie tu… Po kilku miesiącach kupili food truck i recepturę i rozstawili się na Kazimierzu.
To Ola rzuciła pracę jako pierwsza, przez dwa lata trdelnikowy biznes był głównie na jej głowie, Martin musiał zarabiać w korporacji, bo na początku interes nie przynosił zysków. Teraz jest znacznie lepiej, mają już dwa food trucki z czeskimi ciastkami, kofolą i kawą. Czechy w gębie!