Krzysztof Gonciarz to youtuber, którego kanały subskrybuje półtora miliona widzów. Pochodzi z Krakowa, ale od wielu lat mieszka i pracuje w Tokio. Mówi się o nim, że jest jednym z czołowych twórców internetowego wideo w Polsce - nic dziwnego, stworzył już ponad 500 produkcji. W Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha można teraz oglądać jego wystawę. Rozmawiamy z jej kuratorkami Joanną Habą i Moniką Pawłowską.
Skąd pomysł na wystawę Tokio 24?
Joanna Haba: Pomysł pojawił się w ubiegłym roku. Wynikał z obserwacji tego, co Krzysztof Gonciarz robi na potrzeby swojego kanału w serwisie YouTube. Zauważyliśmy rozwój, jaki przechodzi i fakt, że otwiera się w nim duża wrażliwość obserwacji świata. Stąd wzięła się ta bardzo nietypowa, a dla niektórych nawet kontrowersyjna współpraca muzeum i człowieka ze świata internetu – youtubera, vlogera i influencera.
Kilka miesięcy temu zaproponowaliśmy Krzysztofowi wspólny projekt, a on się go podjął. Stworzył dla nas film, który kręcił przez miesiąc w Tokio. To była bardzo intensywna praca, skupił się wyłącznie na tym przedsięwzięciu. Gonciarz zaangażował też do współpracy świetnych zaprzyjaźnionych muzyków: Pawbeats’a, Macieja Kuleszę, Arkadiusza Reikowskiego, Krakowitz, Urbańskiego & Bąka, a my z Moniką Pawłowską podjęłyśmy się zaaranżowania tej przestrzeni na trzy sale oddające rytm, kolor, geometrię, barwę, światło i wrażenie Tokio. Wszystko to powstało w oparciu o intermedialne rozwiązania, takie jak projection mapping, mapping formy, przenikanie, wielokrotna ekspozycja obrazu czy zabawa światłem i kolorem w sali neonów.
Monika Pawłowska: Muzeum Manggha obchodzi w tym roku 25-lecie istnienia, świętujemy także 100-lecie nawiązania stosunków dyplomatycznych między Polską a Japonią. Tym razem chcieliśmy zadziałać w nieco inny sposób, zrobić pewien ukłon w stronę współczesnego widza. Coraz mniej ludzi, zwłaszcza młodych, chodzi do muzeum. Myśleliśmy o tym, jak ich zachęcić ich do przekroczenia progu muzeum i otworzenia na świat sztuki. Krzysztof w swoich filmach często posługuje się obrazami ukazującymi zachwyt nad ulotnymi obrazami – mikro i makro zachwytami. Stworzyliśmy więc tę instalację tak, aby każdy widz mógł sam ten zachwyt zobaczyć, wychwycić i utrwalić.
Jak przebiega zwiedzanie wystawy? Zaczynamy od filmu Gonciarza, który w zasadzie nigdy się nie kończy...
Monika Pawłowska: Tak, film jest zapętlony, trwa 22 minuty, możemy dołączyć w jego dowolnym momencie. Często widzowie oglądają go kilka razy z rzędu, bo są tak zahipnotyzowani. Później można udać się do sali z neonami, która naśladuje ciasną tokijską uliczkę albo do instalacji pozwalającej niejako “wejść w film”, by odszukać w nim własne mikro-zachwyty.
Joanna Haba: To wszystko sprowadza się do tego, by otworzyć ludzi na poszukiwanie formy, koloru, obrazu, kompozycji, czegoś ulotnego, tylko dla nich i na ten moment. Tokio też wydaje się być bardzo wdzięcznym miejscem, żeby tę naszą ideę przedstawić. Jako miasto nigdy nie zasypia. Jest bardzo barwne, a dla nas jest niesamowicie orientalne. Bardzo się nam podoba wachlarz emocji, które wzbudza wystawa. Od wzruszonych, załzawionych oczu poprzez otwarte buzie dzieci, aż po uśmiechy gości z Japonii - to zupełnie niesamowite.
Odbiorca jest najpierw postawiony w roli widza, później niejako staje się częścią filmu.
Joanna Haba: Tak, staje się częścią przygotowanej instalacji, ponieważ film mapuje się również na nim. Może sobie wyczekać tę sekundę, to ujęcie, obraz.
Monika Pawłowska: Chcemy też pokazać, że każdy może coś stworzyć. Zauważam często przy wystawach, że możliwość zaangażowania widzów ich przyciąga, pozwala lepiej zrozumieć idee, poczuć się swobodnie. Podobnie działa internet - tam przecież też mamy możliwość wchodzenia w różne interakcje. Ludzie tego zaangażowania potrzebują.
Wspominały Panie, że wokół wystawy pojawiły się także kontrowersje, z czego wynikały?
Joanna Haba: Ten projekt jest zupełnie innowacyjny. Po raz pierwszy youtuber ma własną wystawę w Muzeum Manggha, w ogóle w muzeum. Tutaj mamy typowo dedykowaną ideę jego osobie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że to może być różnie oceniane, ale mamy głębokie przekonanie, że muzeum powinno być też otwarte na internet, na to co się dzisiaj dzieje, na tę kulturę obrazu, która jest wszechobecna.
Monika Pawłowska: Mówi się, że ludzie nie chodzą do muzeum i nie są wrażliwi na sztukę. Moim zdaniem ta wrażliwość w nas wszystkich jest – bo obecnie często posługujemy i komunikujemy się za pomocą obrazu. Równocześnie widać też, że ludzie potrzebują estetyki i emocji. Bo sztuka to nie tylko ładne obrazy – ale przede wszystkim emocje. Widziałam na tej wystawie i łzy szczęścia i łzy wzruszenia.
Kto przede wszystkim odwiedza wystawę?
Monika Pawłowska: Przekrój wieku widzów jest ogromny. Jeszcze nie zebraliśmy ostatecznych danych, ale widzimy już po sprzedaży biletów - najwięcej odwiedzających mamy do 16 i do 26 roku życia. To oznacza, że na wystawę przychodzą nie tylko studenci, ale także młodzież. Jeszcze taka zabawna historia. Na event, który otwierał wystawę, przyszedł chłopiec w wieku około 13-stu lat, w garniturze. Dosłownie ciągnął swojego ojca za rękę do muzeum. To był naprawdę piękny widok!
Joanna Haba: Wczoraj padł rekord - przyszło 1200 osób. Generalnie już wystawę zobaczyło prawie 8000 widzów, to bardzo dużo. Oczywiście w ramach jednej wizyty i biletu odwiedzający mogą zobaczyć wszystkie cztery wystawy, które teraz współistnieją w naszym muzeum, w obu galeriach. To dotarcie do młodego odbiorcy zachodzi, ponieważ mówimy do niego jego językiem, a dokładniej językiem osoby, którą najczęściej ogląda. Dyskusja, która wokół tego powstaje również jest bardzo dobra, bo otwiera pewien nowy etap. Jesteśmy też wdzięczne dyrekcji muzeum Manggha, że nam zaufała.
Do kiedy możemy oglądać wystawę Tokio 24?
Joanna Haba: Do 29 września. Od wtorku do niedzieli 10:00-18:00, we wtorki i piątki w sierpniu mamy wydłużone godziny otwarcia do 20:00). Warto też wspomnieć, że wtorki zawsze są darmowe dla wszystkich, a młodzież do 16 roku życia ma wejście przez cały tydzień za złotówkę.
W muzeum można też oglądać wystawy: “Tokio. Smok i Smok”, “Kodomo na Kimono” i „Mistrzowie ukiyo-e: Utamaro, Sharaku, Hokusai, Hiroshige, Kuniyoshi. Z kolekcji Ei Nakau” ( od września).