W WOLNYM CZASIE

Królowa kulinarnego podziemia: ucho świni i jazda po bandzie

opublikowano: 15 STYCZNIA 2019, 10:38autor: Rafał Nowak-Bończa
Królowa kulinarnego podziemia: ucho świni i jazda po bandzie

Dopóki nie wejdzie się do środka, nic nie wskazuje na to, że mieszkanie na pierwszym piętrze w bloku przy Chopina, to kulinarny skarbiec. Albo inaczej – swoiste laboratorium smaku, z którego towar dostarczany jest do najmodniejszych krakowskich restauracji. Dwa z czterech pokoi zamienione są na spiżarnie, kuchenne półki uginają się od przypraw i przetworów, no i jest jeszcze ziołowy ogród, na daszku, pod oknem. Tu rządzi guru krakowskich hispterów.

To mieszkanie Bożeny Stawickiej. Skromne jak widać, ale ludzie z kulinarnego „światka” i bywalcy (nie tylko krakowskich) festiwali, hispterzy nazywają ją „kuchenną personą”, albo „drugą Gessler”. Ta Gessler, to dlatego, że Bożena Stawicka nie boi się mówić, ani pisać, co naprawdę myśli, o kolegach po fachu. A, że wymagania ma duże, a język cięty… no właśnie, Gessler.

Do telewizyjnej gwiazdy z bujnymi blond loczkami zbliża ją też to, że uczy innych gotować, prowadzi kursy.  Reszta raczej zdecydowanie różni te panie. Pani Bożena woli jednak szkolić amatorów, w restauracjach bywa tak, że jej rady po jakimś czasie trafiają do kosza, (bo dobrze, znaczy z dobrych, a więc i droższych składników), na talerzach klientów lądują natomiast kiepskiej jakości imitacje oryginalnych dań.

Kiszone ryby i ucho świni, kulinarna jazda po bandzie

Bożena Stawicka nie ma własnej restauracji, gotuje w domu, dla wybranych. Specjalizuje się w kuchni tunezyjskiej i senegalskiej (przez wiele lat mieszkała w Afryce), kuchni wietnamskiej (przez wiele lat mieszkała z Wietnamczykiem), świetnie zna też kuchnię dawnych republik ZSRR (dzieciństwo spędziła we Lwowie).

Prawdziwym konikiem kucharki są jednak kiszonki. I nie chodzi tu tylko, o warzywa i owoce. Kisić można wszystko. Rewelacyjnie udaje się mięso. Ostatnio, na Najedzonych Fest, sensację wzbudziły kiszone wieprzowe uszy autorstwa pani Bożeny, wcześniej były kurze łapki w zalewie, pyszny jest boczek i ryby. Do popicia domowy kwas chlebowy albo owocowy, rewelacja.

Własny „Bar Kolonialny”

To plan Bożeny Stawickiej na najbliższe miesiące. Krakowianie, bez wyjeżdżania z miasta, mogliby w nim organoleptycznie sprawdzić, jak rzeczywiście smakuje kuchnia orientalna (to, co serwują nasze wietnamskie/chińskie bary, nie ma z prawdziwym smakiem wschodu nic wspólnego), byłyby też dania afrykańskie (w Krakowie nie ma ani jednej afrykańskiej restauracji), byłyby kolejne kursy i szkolenie, dla ludzi otwartych, na kulinarne doświadczenia. Zanim jednak bar powstanie, po pomoc, radę, albo zupę pho, można się do Bożeny Stawickiej zwrócić na Facebooku, zawsze odpowiada.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności