Wojna w Ukrainie pokazana inaczej niż ta na co dzień oglądana w mediach. Bez działań militarnych, krwi i zniszczeń. Z ludzkimi emocjami, losami, codziennością podszytą wojenną grozą. Tak dokumentuje ją jedna z najbardziej niezwykłych reporterek – Justyna Mielnikiewicz. Jej najnowsze, niepokazywane jeszcze fotografie można zobaczyć w Międzynarodowym Centrum Kultury.
Reklama
Justyna Mielnikiewicz jest polską fotografką mieszkającą na stałe w Tbilisi w Gruzji. Od lat fotografuje postsowiecki Wschód, w rejonach konfliktów i w miejscach, które były lub są objęte wojną. Jej wielokrotnie nagradzane zdjęcia publikowane są w europejskich i amerykańskich gazetach oraz magazynach.
Jak sama mówi, najważniejsze w fotografowaniu są dla niej emocje, dlatego z rozmysłem pomija dokumentowanie działań zbrojnych, koncentrując się na ludzkich mikrohistoriach. Skupiając się na jednostkach, zyskuje siłę, by opowiedzieć o uniwersalnych przeżyciach – tak rozumie swój reporterski obowiązek. Nie przedstawia sytuacji drastycznych, nie czyni z ofiar historii i wojny ofiar obiektywu, nie pozwala widzom żerować na ich cierpieniu. Zatrzymuje w kadrze ich indywidualne losy, nieoczekiwanie i tragicznie, uwikłane w historię regionu i zaborczą politykę Rosji.
Prolog ekspozycji w MCK stanowią zdjęcia pochodzące z jej autorskiego album „Ukraine runs through it”, ukazującego zdarzenia, ludzi i ich historie począwszy od „Rewolucji Godności” po rok 2019. Pozostałe, nigdy wcześniej niepublikowane fotografie, powstały w ostatnich miesiącach i odnoszą się do obecnej odsłony wojny.
Tworzą zapis ludzkich dramatów, rozstań, zniszczeń, śmierci, niesprawiedliwości i pustki, komentują wydarzenia rozgrywających się na naszych oczach. Przede wszystkim jednak pokazują, że nawet tuż za linią frontu nadal trwa życie, a ludzie ze wszystkich sił walczą o zachowanie codziennych namiastek normalności. Autorka subtelnie pokazuje amplitudy uczuć i wydarzeń, wkraczając czasem nawet w intymną prywatność. Są to próby odnajdywania się w zdewastowanej rzeczywistości, momenty wielkich wzruszeń, celebrowania kradzionych chwil, kurczowe trzymanie się tego, co ocalało z przemocy.
Bohaterami zdjęć Mielnikiewicz są bowiem przede wszystkim cywile: kobiety, dzieci, wolontariusze, uchodźcy, żołnierze, cisi bohaterowie i niewinne ofiary zbrojnej rosyjskiej agresji. W tym również zwierzęta, których cierpienie także zasługuje na wypowiedzenie.
Każda z prezentowanych na wystawie fotografii posiada walor punctum, czyli zdolność do wywołania silnego wrażenia, a zarazem tworzącego warstwę estetyczno-wizualną. Ich nieodzownym uzupełnieniem są opisy, przygotowane w trzech językach: polskim, angielskim i ukraińskim, bez których nie można zrozumieć kryjących się w kadrach indywidualnych historii.
Fotografka opowiada o wojnie z perspektywy konkretnych osób, podaje ich imiona, zawody, wyznanie, pochodzenie, umieszcza je w czasie i przestrzeni. Dlatego jednym z najważniejszych aranżacyjnych kluczy są podane współrzędne geograficzne oraz rozmieszczone na podłodze mapy, pomagające odnaleźć się w topografii Ukrainy. Spójność narracyjno-scenograficzna ekspozycji przejawia się również w prezentacji samych fotografii. Wyeksponowanie ich nie tylko tradycyjnie na ścianach, ale i wielkoformatowych panelach oraz półprzezroczystych tkaninach, pozwala na bliższy i bardziej realistyczny odbiór.