Przyznaję się. W jednym z ostatnich felietonów napisałem, że jestem przeciwnikiem likwidacji Poczty Polskiej. Motywowałem tę opinię tym, że to ostatnie miejsce gdzie można jeszcze zobaczyć kolejki. Przyznaję się – nie wiedziałem jak wygląda kolejka do likwidowanego punktu sprzedaży biletów na ulicy Podwale.
Reklama:
Jak poinformowano zainteresowanych punkt ulega likwidacji, pardon, przeniesieniu na pętlę w Górce Narodowej. I to spowodowało, jak to się ładnie mówi , gigantyczną kolejkę po bilety. Podano, że cytuję: „Decyzja ta podyktowana jest przede wszystkim potrzebą rozproszenia obecnie funkcjonujących lokalizacji Punktów Obsługi Pasażerów" - poinformowali kilka dni temu urzędnicy miejscy w Krakowie.” Nie bardzo rozumiem. Jakie rozproszenie? Był punkt na ulicy Podwale, a teraz będzie na pętli w Górce Narodowej. Czyli można powiedzieć jeden do jeden .
Oczywiście kolejka taka na ulicy Podwale robi dużo większe wrażenie na odwiedzających Kraków niż na Górce Narodowej. Kto pojedzie na Górkę Narodową. by sprawdzić czy tam jest taka kolejka? W tym sensie rzeczywiście to dobra decyzja. Tyle tylko, że urzędnicy podali inny powód likwidacji punktu. Może nieładnie wyglądało by podanie prawdziwego powodu?
Dziennik Polski krzyczy: „ Likwidacja punktu biletowego przy ul. Podwale rozpętała burzę". Zacząłem się zastanawiać. Co nam przeszkadza w kolejkach? Chyba nie chodzi o to, że są. Raczej chodzi o to, po co. Jak kiedyś śpiewała Krystyna Prońko „za czym kolejka ta stoi ?”. Gdyby się okazało, że wymieniona kolejka jest po bilety na koncert Taylor Swift nie byłoby problemu. Przecież nawet przylatują do nas ludzie z całego świata by koncert gwiazdy zobaczyć. W Warszawie ma ją obejrzeć 200000 ludzi! Więc problem nie tkwi w kolejce.
Tkwi w tym co można po odstaniu dostać. Lub kupić. Nikogo odwiedzającego nasze miasto nie zbulwersowałby sam fakt dużej kolejki. Trzeba by tylko zmienić tablice informujące o tym, co można w wyniku stania (długiego co tu kryć) uzyskać. Trzeba by umieścić nad wejściem do budynku napis „Ostatnie bilety na koncert Taylor Swift". Nawet nie trzeba by zdejmować istniejących tablic. I tak przeciętny obywatel przeczyta to, co go interesuje.
Reklama
Pamiętam, jak kiedyś reklamowano Alber Gold. Zachęcano nas napisem „oprocentowanie aż do ... iluś tam procent". Gwarantuję państwu, że nikt z zainteresowanych nie przywiązywał wagi do słów „aż do...” Za to bardzo wbijał mu się w głowę napis „ iluś tam procent". Skończyło się to, jak się skończyło. No więc postuluje: jeśli prawdą jest moje założenie, że wstyd nam przynosi kolejka po bilety MPK, wystarczy zmienić napis nad wejściem na „ Ostatnie bilety na koncert Taylor Swift". Przecież tego typu wydarzeń sporo się odbywa w naszym kraju.
Trzeba tylko poczekać . I znajdziemy się w gronie europejskich „wypasionych" krajów. Zbyszek Wodecki kiedyś opowiadał, że marzą mu się takie plakaty: „Koncert Zbigniewa Wodeckiego w Carnegie Hall" plakat przekreślony dopiskiem „bilety wyprzedane". Rzecz oczywiście miała miejsce w USA.