Myślę, że to były dobre lata dla zieleni Krakowa - mówi portalowi Life in Kraków Piotr Kempf, który od 2015 roku był dyrektorem utworzonego wówczas Zarządu Zieleni Miejskiej, a od kilku dni kieruje Regionalną Dyrekcją Lasów Państwowych w Krakowie. I dodaje, że przepisem na sukces okazała się współpraca z różnymi środowiskami i otwarcie na różnorodność: - Realizowaliśmy i pomysły radnych z różnych opcji, i pomysły mieszkańców w budżetach obywatelskich, inicjatywy prezydenta i nasze autorskie pomysły.
Reklama
Daniela Motak, Life in Kraków: Niemal 10 lat na stanowisku szefa Zarządu Zieleni Miejskiej w Krakowie - stworzył Pan Zespół Konserwacji Zieleni, parki kieszonkowe, łąki kwietne, program zalesiania Krakowa, Zakrzówek… Jest się czym pochwalić?
Jest się czym pochwalić! Parków kieszonkowych jest teraz 40, powstało też 31 “normalnych” parków - bo mieliśmy ich 43, a mamy 74, więc w ciągu 10 lat została niemal podwojona liczba tego, do czego Kraków doszedł w lat 200, licząc od powstania Plant, najstarszego krakowskiego parku, zakładanego w latach 1820 - 1830.
Myślę, że rola Zarządu Zieleni Miejskiej w życiu miasta była bardzo duża i że przepisem na sukces okazała się współpraca z różnymi środowiskami i otwarcie na różnorodność, na różne inicjatywy, bo przecież wymienione przedsięwzięcia to pomysły radnych z różnych opcji, to pomysły mieszkańców w budżetach obywatelskich, to inicjatywy prezydenta i nasze autorskie pomysły.
Jest ich naprawdę dużo i są mocno zróżnicowane, od najmniejszych parków po Zakrzówek, od parków zupełnie nowych, które są nowoczesnymi przestrzeniami w zabytkowych częściach miasta, po remonty ponad stuletnich Parku Bednarskiego i Parku Jerzmanowskich. To też Centrum Edukacji Ekologicznej Symbioza, to zmiana filozofii myślenia o trawnikach, które mogą być niekoszone, mogą stawać się łąkami kwietnymi, to stworzenie pierwszego w Polsce miejskiego zespołu projektantów zieleni, dzięki któremu miasto samodzielnie podjęło się próby projektowania, więc faktycznie, wymieniać można by dużo i długo. I myślę, że to były dobre lata dla Krakowa, jeżeli chodzi o to, co zmieniło się w zieleni.
Zrobiło się bardziej zielono?
Na pewno tak. Kraków sięgnął po to, co najlepsze z doświadczeń innych miast, bo Zarząd Zieleni Miejskiej w Krakowie nie był pierwszą taką jednostką stworzoną w Polsce. Wzięliśmy więc sobie do serc doświadczenia innych i sądzę, że powołując do życia ZZM, rada miejska wraz z prezydentem stworzyła najbardziej kompleksową i w pełni profesjonalną jednostkę do różnych zadań, związanych z zielenią, od opieki nad włączonymi do miasta terenami leśnymi, poprzez pasy drogowe, które wyglądają teraz zupełnie inaczej niż kiedyś, poprzez parki i opiekę nad użytkami ekologicznymi, po projekty udostępniające przestrzeń, bo nawet często krytykowana ścieżka wzdłuż Wilgi jest czymś niesamowitym.
Dzięki niej osoby na wózkach, czy mające problemy z poruszaniem się, rodzice z małymi dziećmi w wózkach nagle, dzięki dostępności ścieżki odkrywają na nowo zupełnie nieznane dotąd przestrzenie Krakowa.
Dużo nowatorskich pomysłów powstało i zostało zrealizowanych przez wspomniane 9 czy prawie 10 lat, jak choćby ulica Krupnicza - pokazaliśmy, że ulica może być wielofunkcyjna, że nawet w przestrzeni zabytkowej, jaką jest ścisłe centrum Krakowa, miasta UNESCO, można z powodzeniem wprowadzać zmiany, które podobają się mieszkańcom, wprowadzać je wspólnie z mieszkańcami. Wspomnę też Park Szymborskiej - jest tego, co udało się zrobić, naprawdę bardzo, bardzo dużo.
Reklama
Mówi Pan o wspólnym działaniu, o słuchaniu różnych głosów, o różnorodności, ale w internecie można znaleźć zarzuty aktywistów miejskich, mówiące, że nie chciał Pan rozmawiać i konsultować swoich decyzji z mieszkańcami. Tak twierdzi między innymi społeczniczka Katarzyna Pilitowska, podobne zarzuty padają ze strony Akcji Ratunkowej dla Krakowa. Jak Pan na to odpowie?
Myślę, że to problem związany z tylko tą jedną grupą, która od początku nie akceptowała mojej pracy czy też mnie na stanowisku dyrektora Zarządu Zieleni Miejskiej. Cokolwiek było realizowane, było w jej ocenie realizowane źle. Podejmowałem próby, żeby dojść do jakiegoś konsensusu, ale uważam, że tutaj w grę wchodzą przede wszystkim emocje, a nie merytoryka, bo to, co zostało zrobione, broni się samo. Właściwie poza tą jedną grupą trudno jest znaleźć jakichś innych niezadowolonych.
Trzeba też pamiętać, że ZZM to nie jestem tylko ja. ZZM odniósł sukces dlatego, że to spore grono osób, które dobrze wiedzą, jak współpracować z mieszkańcami, aby wspólnie osiągnąć to, czego mieszkańcy chcą. Efekty tej współpracy to choćby ogrody społeczne czy wspomniane już budżety obywatelskie. Rozumieją to pracujący w ZZM ludzie, zaangażowani w swoją pracę, i cały zespół, który został zbudowany w ZZM to jego największa wartość dodana.
Natomiast w przypadku Akcji Ratunkowej dla Krakowa w grę wchodzą przede wszystkim negatywne emocje wobec mnie, to są zarzuty do mnie, że ja czegoś nie zrobiłem, że przeze mnie coś nie zostało zrealizowane, więc myślę, że trzeba to oddzielić od ZZM.
Trudno mi było znaleźć wspólny język z tą grupą, właśnie z powodu wspomnianych negatywnych emocji. To grupa, która protestowała w różny, powiedziałbym, czasem mniej, a czasem bardziej elegancki sposób, natomiast nie zmienia to osiągnięć ZZM. Myślę więc, że trzeba rozdzielić emocje Akcji Ratunkowej dla Krakowa wobec mnie od tego, co zostało zrobione wspólnie z mieszkańcami przez cały ZZM.
To ocena aktywistów, można się z nimi zgadzać albo nie, a co w Pana opinii Panu nie wyszło w Krakowie?
Zwiększenie świadomości, jak Kraków wygląda i w jaki sposób się zmienia. Chyba nie do końca udało się to pokazać. A przecież Kraków jako jedyne jak dotąd miasto z Polski znalazł się w finale prestiżowego konkursu Zielona Stolica Europy. I oczywiście motorem napędowym tego wyróżnienia było to, co dokonało się wokół zieleni, ale nie tylko.
Spłycenie tego konkursu tylko do zieleni byłoby bardzo niesprawiedliwe wobec całego miasta, bo znaczenie ma i transport, i czyste powietrze, o które Kraków od wielu lat walczy. Krakowianie mają z czego być dumni, jednak - jak mawia prezydent Jacek Majchrowski - protestuje się przeciwko temu, co dobrze idzie. I myślę, że przez to nie udało się w mieszkańcach w pełni zbudować dumy z naszego miasta.
A na pewno jest się czymś pochwalić - to największa liczba nowych parków w całej Polsce, jeżeli chodzi o duże miasta, to przyrost leśnych terenów zielonych, to udostępnianie przestrzeni, wspólne ćwiczenia w parkach, to ogrom rzeczy, z których powinniśmy być zadowoleni, a wylewa się na nas niezadowolenie, że dyrektor Kempf czegoś nie zrobił, że dyrektor Kempf coś powiedział, że uważa tak czy inaczej…
Reklama
Więc może to dobry moment, żeby przestać pracować w ZZM, dobra decyzja, żeby odejść właśnie w takim momencie? Może ZZM potrzebuje trochę się zmienić, jeszcze bardziej się rozwinąć i może zaczerpnąć świeżego powietrza. Może moje odejście spowoduje wygaszenie emocji i ich brak zacznie działać pozytywnie dla ZZM.
W jaką więc stronę teraz ZZM w Pana opinii powinien pójść? Co Pan sugeruje następcom?
To trudne pytanie, bo z perspektywy czasu to, co kiedyś było uważane za słuszne, zmienia się. Odbieraliśmy swego czasu nagrodę od Towarzystwa Urbanistów Polskich za najlepszą zieloną przestrzeń publiczną w Polsce, za park w Czyżynach i tam nawet jury konkursowe mówiło, że jeszcze kilka lat temu nagradzało projekty, między innymi rynki i place miejskie, których teraz raczej by się wstydziło, z powodu betonozy.
ZOBACZ TAKŻE:
Zmieniają się nasze oczekiwania wobec przestrzeni publicznej, a to, co ja najbardziej chyba lubiłem i co można pokochać, to fakt, że ona może się zmieniać, że jest elastyczna, że może dostosowywać się do naszych potrzeb - potrzebujemy więcej zieleni, potrzebujemy więcej terenów sportowych - przestrzeń publiczna może nam to zagwarantować.
Dlatego moim zdaniem kierunkiem, w jakim powinien rozwijać się Zarząd Zieleni Miejskiej jest jak najintensywniejsza praca, wspólnie z Zarządem Dróg Miasta Krakowa nad tym, żeby ulice były bardziej zielone. Bardzo tego potrzebujemy, bo przestrzeni na nowe parki w ścisłym centrum już nie mamy, ale jeżeli zazieleniamy ulice i one staną się bardziej przyjazne dla ruchu pieszego, to możemy spotykać się ze swoimi sąsiadami po prostu na ulicy, usiąść na ławce.
Na pewno brakuje nam ławek, powinniśmy przełamywać bojaźń przed ławkami, wywoływaną przez osoby, które awanturują się na nich od czasu do czasu, bo ławki są potrzebne. Potrzebujemy ich znacznie więcej. Czasem takie proste zadania mogą bardzo dużo zmienić. Na pewno trzeba dokończyć remont bulwarów wiślanych.
Projekt jest już na etapie ostatecznych uzgodnień u Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków i chciałbym, żeby został ukończony, bo to ostatnia tak ważna i prestiżowa przestrzeń publiczna Krakowa, która nie została wyremontowana i nie jest czymś, czym możemy się chwalić. Chwalimy się kawałkiem ulicy Krupniczej, a bulwary wiślane wstyd pokazać, są w bardzo opłakanym stanie.
Tego nie zdążyliśmy zrobić, czy też ja nie zdążyłem jako dyrektor ZZM, a to powinno być zrobione. I kolejna rzecz, bardzo trudna, zawsze się z nią borykaliśmy, to sprostanie wymaganiom i wyzwaniom, które ciągle się zmieniają. Zawsze przytaczam ten przykład - gdy zaczynaliśmy pracę w ZZM, mieliśmy najwięcej telefonów z pytaniami, dlaczego trawniki są nieskoszone i trawa jest wysoka, a po kilku latach mieszkańcy najczęściej pytali, dlaczego już kosimy, przecież ta trawa mogłaby sobie dalej rosnąć.
Miasto musi się zmieniać, przestrzeń publiczna musi być elastyczna, musimy się dostosować do wymagań mieszkańców, a oni teraz chcą, żeby było trochę bardziej dziko, trochę bardziej naturalnie. I bardzo dobrze. Bioróżnorodność jest nam potrzebna w miastach.
To bardzo dobra zmiana w postrzeganiu trawników…
Tak! Ale to wymagało czasu, to wymagało pokazania łąk kwietnych, żeby mieszkańcy zaakceptowali i zrozumieli, dlaczego trwa nie jest koszona. To ogromna praca, którą wykonywaliśmy i fajnie byłoby, gdyby ktoś to kontynuował, żeby miasto było jak najbardziej bioróżnorodne, jak najbardziej przyjazne, a ulice żeby były bardziej zielone.
A od czego zacznie Pan w swoim nowym miejscu pracy? Widziałam zapowiedzi zatrzymania wycinki i oddzielenia Lasów Państwowych od kościoła. Tak będzie?
Tak, to będzie realizowanie celów, które stawiała sobie Koalicja 15 października. Tworzące ją partie powiedziały wyraźnie, że chcą, aby na 20 procentach terenów leśnych została ograniczona wycinka drzew, i to powinniśmy zrobić, ale nie w ciągu jednego roku, tylko w ciągu kilku, kilkunastu najbliższych lat, bo pamiętajmy, że po drugiej stronie są przedsiębiorcy leśni, są firmy rodzinne, które mają podpisane umowy, mają kredyty, więc chcielibyśmy, żeby zostało to przeprowadzone w sposób płynny, bez tragedii, które mogą temu towarzyszyć.
Nagłe decyzje nigdy nie są bezpieczne, chcielibyśmy żeby to przeszło płynnie, ale też żeby ograniczenie tej wycinki, szczególnie w najcenniejszych drzewostanach zostało wprowadzone tak szybko, jak to możliwe. Drugi cel to utworzenie kolejnych rezerwatów przyrody, mamy zielone światło od generalnego dyrektora Lasów Państwowych, więc będziemy wnioskować między innymi o utworzenie rezerwatu w Lasach Kleszczowskich na Garbie Tenczyńskim, w gminie Zabierzów, o których od dawna jest głośno. Wielokrotnie wnioskowano do Generalnej Dyrekcji Środowiska, żeby w radykalny sposób ograniczyć w tych lasach gospodarkę leśną, żeby powstał tam rezerwat przyrody.
Takich miejsc mamy w Małopolsce sporo, bo Małopolska to przepiękny region, górzysty, z niezwykle ciekawymi terenami leśnymi, pięcioma parkami narodowymi… Żaden inny region w Polsce nie ma tylu parków narodowych.
Na szczęście, w Małopolsce zawsze wycinano mniej drzew, bo w naszym regionie jest niedużo lasów gospodarczych, ale i tak trzeba zacząć od powstrzymania cięć, i zrobimy to. I po trzecie - tak, trzeba wprost powiedzieć: chcemy oddzielenia państwa od kościoła, a przez ostatnie 8 lat Lasy Państwowe hojnie wspierały instytucje kościelne. Nie może tak być! Wszystkie remonty kościołów czy budowy kaplic z pewnością nie powinny być finansowane z budżetu Lasów Państwowych, bo to budżet przeznaczony na rozwój i funkcjonowanie lasów, a nie na sprawy kościelne.
Reklama
To zostało przez ostatnich 8 lat postawione na głowie i trzeba to odkręcić, w Krakowie to może mniejszy problem, bo w mieście Lasy Państwowe mają niewiele terenów, ale w całej Małopolsce będzie co robić. Leśnicy mają podobnie zdanie. Jestem już po pierwszych dniach pracy, po pierwszych rozmowach i myślę, że odetchnęli z ulgą i patrzą spokojnie w przyszłość.
W ostatnich latach zaufanie do zawodu leśnika radykalnie spadło właśnie przez zachowania, które nie powinny mieć miejsca. Teraz trzeba to wyprostować, spotykać się, tłumaczyć i znajdować dobre rozwiązania, żeby ograniczyć wycinkę, tworzyć rezerwaty i oddzielić lasy od kościoła.
Czego więc Panu życzyć w nowym miejscu pracy?
Myślę, że spokoju i dobrej pogody, żebyśmy nie mieli żadnych klęsk żywiołowych, żadnych radykalnych zmian pogodowych, bo one są najbardziej niebezpieczne dla olbrzymich połaci leśnych, no i myślę że także cierpliwości do wprowadzania potrzebnych zmian. Tutaj trzeba być bardzo cierpliwym, Lasy Państwowe są bardzo dużą instytucją i nie da się zmian wprowadzić z dnia na dzień, jak w Zarządzie Zieleni Miejskiej.
Lasy to cały region, to kilkanaście nadleśnictw, to olbrzymia liczba pracowników, ponad tysiąc, więc te liczby pokazują, że trzeba cierpliwie tłumaczyć, rozmawiać, spotykać się. Trzeba też życzyć mi czasu na poznanie tych lasów, żebym mógł jak najwięcej w nich przebywać razem z leśnikami, bo wtedy najlepiej się je poznaje.
We wtorek zaczynam objazd po nadleśnictwach. Będziemy jeździć, patrzeć i próbować rozwiązywać problemy, w lesie, bo myślę, że praca w terenie jest najważniejsza. Zawsze uważałem, że dobry gospodarz zaczyna pracę od tego, że jedzie w teren i w terenie spędza dużo czasu. Nie wyobrażam sobie, żebym działał inaczej niż w ZZM, a tam nigdy nie pracowałem zza biurka, tylko zawsze byłem w terenie, pod telefonem, w samochodzie… Może też dlatego przez te 9 lat wszystko sie tak dobrze się rozwijało.