Po doniesieniach o tym, co spotkało panią Joannę ze strony funkcjonariuszy Polskiej Policji, wielu z nas zadaje sobie to samo pytanie. W jakim państwie żyjemy? Czy to już państwo policyjne, ideologiczna satrapia, na wzór tych z Iranu czy Afganistanu? Czy po 30 latach powróciliśmy do peerelowskich standardów, według których milicjant ma zawsze rację i władzę, a prawa obywatela są śmieszną mrzonką?
Reklama
Oto młoda kobieta została brutalnie upokorzona, zabrano jej własność prywatna ( telefon i laptop), ograniczono jej wolność bez żadnej podstawy prawnej. Wydany przez policję komunikat dodatkowo poddał ją wtórnej wiktymizacji. Ujawniono informację o leczeniu psychiatrycznym oraz o tym, że miała być pod wpływem alkoholu. A wszystko podlano fałszywą troską o jej zdrowie i życie.
Współczucie i wściekłość
Jestem pełna podziwu dla tej kobiety, która po tym co ja spotkało z strony funkcjonariuszy aparatu władzy, zdecydowała się odważnie o wszystkim opowiedzieć, nie zasłaniając twarzy i nie zastrzegając anonimowości. Bo też nie popełniła żadnego przestępstwa. Dlaczego zdecydowała się przerwać ciąże, zażywając środki poronne, jest tylko jej sprawą i nikomu nie musi się z tego tłumaczyć. Kobieta, która decyduje się na taki krok, nie popełnia czynu zabronionego i nie podlega żadnej karze.
Wygląda na to, że funkcjonariusze policji sami, lub kierując się nakazami prokuratury, postanowili ją ukarać na własną rękę. Zrobiłaś aborcję, więc twoje prawa obywatela, człowieka, pacjenta, zostają zawieszone. Możemy kazać ci się rozebrać do naga, zrobić rewizję osobistą, zabrać telefon, przesłuchać w szpitalnej izbie przyjęć, wozić po mieście w eskorcie radiowozów. A na koniec zrobimy z ciebie wariatkę i alkoholiczkę. Nikt ci nie uwierzy, nikt ci nie będzie współczuł, nikt się za tobą nie wstawi. Jesteś nikim.
Państwo PiS wysyła komunikat
Taki właśnie komunikat wysyła państwo PiS do obywatela, który ośmielił się nie podporządkować narzucanej ideologii. Już dzień po ujawnieniu historii pani Joanny, narrację władzy podchwyciła rządowa TVP i politycy rządzącej partii. Ofiara brutalności policji została przedstawiona jako niezrównoważona, niedoszła samobójczyni, której dzielni policjanci uratowali życie. Upokarzające okoliczności tego „ratowania” zostały przemilczane.
Osobną kwestią jest zachowanie się lekarzy zaangażowanych w sprawę. O ile zgłoszenie policji przez lekarza, że pacjentka ma myśli samobójcze (choć sama p. Joanna zaprzecza, że tak było) jest absolutnie zrozumiałe i zgodne z procedurą, to ujawnienie funkcjonariuszom informacji o aborcji byłoby złamaniem tajemnicy lekarskiej i absolutnym skandalem. Lekarze w krakowskim Szpitalu Wojskowym, dokąd najpierw przywieziono p. Joanne, starali się jej pomóc i chronić przed policjantami. Spotkało ich za to zastraszanie ze strony funkcjonariuszy.
Co się wydarzyło w miejskim szpitalu?
Bardzo niejasne jest natomiast to, co się wydarzyło w szpitalu Narutowicza, gdzie w asyście policji przewieziono p. Joannę. Jak to możliwe, że do pokoju lekarskiego, po badaniu ginekologicznym weszły policjantki? Jak to możliwe, że pozwolono im na rewizję osobistą pacjentki, która nie była zatrzymana, aresztowana i której nie przedstawiono żadnych zarzutów.
Szpital im. G. Narutowicza, to lecznica miejska. Mam nadzieję, że magistrat i krakowscy radni będą domagać się szczegółowych wyjaśnień. Mieszkańcy i mieszkanki Krakowa powinny czuć się w szpitalu bezpiecznie, a ich zdrowie, również psychiczne, musi być najważniejsze.