Nadal nie wiadomo, co spowodowało katastrofę ekologiczną drugiej pod względem długości rzeki w Polsce. Trwa przepychanka i szukanie winnych, a z Odry wciąż są wyławiane setki kilogramów martwych ryb. System ostrzegania nie zadziałał. A może go w ogóle nie ma? Nie wiadomo, czy możemy być spokojni o jakość polskich akwenów. Pytamy o to naszego gościa – eksperta w zakresie hydrogeochemii z krakowskiej AGH.
Reklama
Wydawało się do tej pory, że polskie rzeki są coraz czystsze. Taki proces zachodził przynajmniej od momentu naszego wejścia do Unii Europejskiej. Na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat znacząco poprawiła się jakość wody w Wiśle, co podkreślali pod Wawelem inicjatorzy akcji Wodna Masa Krytyczna czy Siostry Rzeki.
Tymczasem dowiadujemy się na przykładzie Odry, że do naszych rzek trafiają m. in. zasolone wody z kopalń czy kombinatów. Nie wiemy więc, dopóki nie dojdzie do głośnej katastrofy, co płynie w rzekach i jaka jest ich jakość w porównaniu z Dunajem, Renem czy Loarą.
ZOBACZ ROZMOWĘ:
Każdy z nas może już monitorować jakość powietrza, instalując odpowiednią aplikację. Polska usiana jest czujnikami, sprawdzającymi jakość powietrza. Kto monitoruje jakość polskich wód? Czy np. zbiornik w Dobczycach na Rabie, źródło wody pitnej dla Krakowa, jest bezpieczny? Czy mamy jeszcze rzeki i jeziora wolne od chemii, w których życie biologiczne jest niezagrożone?
Gościem Life in Kraków był profesor Mariusz Czop, ekspert w zakresie hydrogeochemii, z krakowskiej AGH.
