MIESIĘCZNIK „KRAKÓW I ŚWIAT”

J. Majchrowski, A.Kulig: o idealnym zarządzaniu Krakowem, wyborach i słabościach

opublikowano: 16 LIPCA 2022, 13:11autor: Magda Huzarska-Szumiec, Witold Bereś, Krzysztof Burnetko Miesięcznik „Kraków i Świat”
J. Majchrowski, A.Kulig: o idealnym zarządzaniu Krakowem, wyborach i słabościach

„To, że władza tak manipuluje terminami, nie pomaga w zarządzaniu miastem. A w ogóle to jesienny termin wyborów jest głupim terminem" - mówi prezydent Krakowa Jacek Majchrowski, który wraz ze swoim I Zastępcą Andrzejem Kuligiem udzielił obszernego wywiadu dziennikarzom miesięcznika „Kraków i Świat” (numer 7-8/2022, www.miesiecznik.krakow.pl). O idealnym zarządzaniu Krakowem, swoich słabościach i ulubionych miejscach.

Reklama

Magda Huzarska-Szumiec, Witold Bereś i Krzysztof Burnetko: Co z kulturą? Na jaką kulturę stawiacie? Wysoką czy taką pod gusta jarmarczne, jaką kocha Bereś? Żart taki…

Jacek Majchrowski: Obie są ważne. Pamiętam, jak zrobiliśmy 750-lecie Krakowa. Był cały cykl koncertów. „Gazeta Wyborcza” wypominała mi Rubika. Ale już o tym, że był Ennio Morricone, nie pisali.

„KiŚ”: Prezydencie, bo to było, jakby to powiedzieć, dosyć śmiałe połączenie kultury niskiej i wysokiej.

JM: Nie przesadzajmy, Rubik to nie jest taka całkiem niska kultura. To nie jest disco polo, panie redaktorze, do którego Pan tak chętnie tańczył na gali Nagród „Portrety”. Też żart taki…

 „KiŚ”: A przykład Salzburga, który jest miastem stawiającym wyłącznie na kulturę wysoką? Tam przyjeżdżają turyści zainteresowani wyłącznie festiwalami muzyki klasycznej. Czy Kraków nie może być takim miastem?

Andrzej Kulig: Hm… Nie mamy Mozarta. Owszem, mamy Pendereckiego czy Kantora, ale czy miasto tak wielkiej skali jak Kraków – Salzburg jest przynajmniej pięć razy mniejszy – zapewni mieszkańcom przyjemność tylko kulturą wysoką?

JM: Andrzeju, ale i tu bez przesady. Na nasze ambitne festiwale typu Misteria Paschalia czy Festiwal Muzyki Filmowej przyjeżdżają turyści. Niedawno ten ostatni się skończył i były największe gwiazdy, i były tłumy. Ale byłem też niedawno na 85. urodzinach „Makino”, popularnej i barwnej postaci ludycznej estrady. To przykład kultury miejskiej, popularnej, która też powinien istnieć.

 Reklama

„KiŚ”: Wydajemy w Krakowie aż 4,5 procent budżetu na kulturę.

JM: Żadne miasto tyle nie wydaje.

„KiŚ”: … a taka polska armia dostaje ledwie około dwóch procent budżetu państwa. Można powiedzieć, że w dzisiejszych czasach krakowski soft power powinien dawać nam więcej niż polskie siły zbrojne. Tylko dlaczego się tym nie chwalimy? Dlaczego komunikacja wizerunkowa miasta jest tak słaba?

JM: Ci, co mają wiedzieć, wiedzą.

AK: Może bym się i zgodził, ale znajdź 25 milionów w Radzie Miasta na promocję. Nikt się na to nie zgodzi. Żebrzemy o każdy milion, żeby zrobić cokolwiek. A gdy przychodzi zrobić remont w żłobku czy w szkole, bo od 40 lat nie było remontu, to musisz wziąć z jakiejś kupki. Z jakiej?

„Po prostu zarządzamy idealnie"

„KiŚ”: Jeżeli promocja jest dobra, kultura jest dobra, inwestycje są dobre, to jakie są wasze zaniedbania?

AK: I kultura, i promocja, i inwestycje są na takim poziomie, na jaki nas stać. Natomiast zaniedbania…Jeśli coś mnie doprowadza do pasji, to zaniedbania systemowe, które nie są wielkie, ale ich uciążliwość bije po oczach. Myślę na przykład o fragmentach terenów zielonych, które są wydeptywane.

Poza tym problemem jest narastająca liczba zadań, pochylanie się nad każdym problemem, czasami takich spoza naszego podwórka, sprawia, że ludziom rośnie apetyt. W związku z tym rosną kolejne zobowiązania, a my nie jesteśmy w stanie już tych wszystkich zadań zrealizować, bo mamy po prostu ograniczone zdolności – finansowe i organizacyjne.

Po ostatnich zmianach w budżecie jest 200 drobnych zadań dla Zarządu Dróg, związanych z różnymi projektami. W dziale, który ma to przygotować, jest dziesięć osób. Trzeba mieć więcej środków na zatrudnienie kolejnych ludzi, ale to byłaby przecież droga donikąd.

JM: Ale w sumie Kraków pod naszymi rządami jest po prostu zarządzany idealnie (uśmiech).

Reklama 

Najlepszy termin wyborów to wiosna

„KiŚ”: Kiedy będziemy mogli ogłosić, czy Pan, Panie Prezydencie, startuje w najbliższych wyborach prezydenckich? A jeśli nie Pan – to czy będzie ktoś – i kto? – kogo Pan poprze?

AK: Najpierw musimy wiedzieć, kiedy są wybory. Jak dotąd termin wyborów pojawia się w kalendarzu i znika. Jak fatamorgana.

JM: Od listopada 2023, termin ustawowy, do listopada 2024. To, że władza tak manipuluje terminami, nie pomaga w zarządzaniu miastem. A w ogóle to jesienny termin wyborów jest głupim terminem, bo do 15 listopada trzeba przygotować budżet. I wtedy nowo wybrana rada miasta, nowy prezydent zarządzają budżetem przygotowanym przez poprzednika. Lepszy byłby termin wiosenny, zdecydowanie.

„KiŚ”: Panowie, jakie są wasze złe i dobre nawyki? Pan, obywatelu Majchrowski, dostał mandat straży miejskiej za palenie w swoim gabinecie cygara, a obywatel Kulig w słusznym gniewie wywalił za drzwi nieuprzejmego interesanta.

JM: Przecież tu nie palę… A o Andrzeju mogę powiedzieć jedno: Andrzej Kulig nie pije i nie pali.

AK: Nie mam żadnych nawyków. Chyba... Tak się zastanawiam… Prezydent jest mistrzem kompromisu, ja nie. To może jest, w dzisiejszych czasach, wada. Bo nie przywiązuję żadnego znaczenia do ozdobników. Lubię prosto z mostu. Jestem bezpośredni. Pewnie czasami wpadam w irytację… Ale czy to jest cecha zła, gdy to jest irytacja uzasadniona? Na pewno zawsze staram się wyrobić sobie pogląd, opierając się na opiniach różnych stron, żeby nie być jednostronnym.

Reklama

„Najbardziej lubię w Krakowie swój gabinet"

„KiŚ”: A w jakie swoje ulubione miejsce zabralibyście na kawę Juliusza Lea, gdyby była możliwa podróż w czasie?

JM: Mojego ulubionego miejsca w Krakowie już nie ma – to był bar Barcelona, na rogu Piłsudskiego i Straszewskiego. W czasach studenckich chodziłem tam na fasolkę po bretońsku i piwo.

A dziś najbardziej lubię w Krakowie swój gabinet. Tu jest dobra atmosfera na spotkania, tym bardziej że prezydent Leo urzędował w pałacu Larischa, pod drugiej stronie placu Wszystkich Świętych, więc zobaczyłby coś innego. Ja co prawda kawy nie pijam, ale pani Agnieszka robi ją ponoć świetną.

AK: Tego miejsca, gdzie ja bym zabrał Juliusza Lea już, niestety, nie ma. Miałem dwa takie ulubione miejsca, zostało jedno. „Mozaiki” na Gołębiej już nie ma. Drugie miejsce, do którego mam sentyment, to dziedziniec Collegium Maius. Lubiłem tam chodzić z żoną. Poszliśmy tam nawet w drodze z urzędu stanu cywilnego, który wtedy był tam, gdzie teraz bank, przy ulicy Smoleńsk. To była jedna z najprzyjemniejszych chwil w moim życiu…

„KiŚ”: Czy macie w domu jakieś zwierzęta?

JM: Miałem cztery psy, wszystkie ze schroniska. Ale teraz już nie mam, bo żona twierdzi, że nie ma co brać psa, który nas przeżyje i będzie potem cierpiał.

AK: Ja mam psa, też ze schroniska, nazywa się Dżin. Mieliśmy też kota, ukochanego mojej córki. Niestety, niedawno musieliśmy go uśpić z powodu wirusowego zapalenia otrzewnej, to jest rzecz nieuleczalna w kocim życiu. Usnął na kolanach córki.

„KiŚ”: Jaki był wasz najlepszy, a jaki najgorszy dzień w urzędzie w tych minionych latach?

JM: Każdy dzień jest taki sam. Wkurzający i cieszący. I to czasami w odniesieniu nawet do tych samych osób…

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności