Już od dłuższego czasu wybierałem się do Parku Lotników, aby podziwiać nowe cuda, jakie tam powstały. Już wczesną wiosną Kraków zelektryzowały zdjęcia malowniczego stawu, pomostów, a każdy posiadacz drona musiał rzucić okiem z góry. Czekając cierpliwie na pogodę i ustabilizowanie się wiosny, dopiero wczoraj udało mi się dotrzeć na miejsce, które okrzyknięto już krakowskim „Zanzibarem", czy „Malediwami".
Wcześniej jednak upewniłem się, czy aby na pewno można tam wejść, bo wciąż jest to formalnie plac budowy, a okolica otoczona jest obrzydliwym blaszanym płotem.
Miejsce urokliwe, ale jest jeden problem...
Rzeczywiście już teraz widać, że miejsce jest niezwykle urokliwe. Aż trudno uwierzyć, że to dzieło rąk ludzkich, a nie samej przyrody. Stawy z wyspami, piękne wierzby tworzące niezwykły klimat, czysta, błękitna woda z odbijającą się Tauron Areną, ławeczki w układzie amfiteatralnym ze sceną w formie stawu. Jest tylko jeden problem...
Pojechałem tam w poniedziałek po słonecznym weekendzie, który przyciągnął do parku tłumy. To, co zobaczyłem, (oprócz przyrody) nie napawało optymizmem. Puste butelki, kartony, śmieci wokół przepełnionych koszy nie przeszkadzały leżakującym ludziom.
Reklama
A gdyby nie było koszy na śmieci?
Nie mam pretensji Zarządu Zieleni Miejskiej, bo rozumiem, że chcieli jak najszybciej udostępnić to miejsce, a MPO nie nadążyło. Pretensje mam do ludzi, którzy przyszli delektować się „krakowskimi Malediwami". Czy zaradzi temu w przyszłości częstsze i szybsze sprzątanie albo ustawienie większej liczby koszy? Nie sądzę.
Od lat jestem przeciwnikiem... koszy na śmieci. Uważam, że każdy człowiek, mający choć trochę rozumu, nie pozostawia po sobie śladów. Tyle ile przyniósł, zabiera ze sobą.
Reklama
Postuluję więc do Zarządu Zieleni Miejskiej: zróbmy ten „Zanzibar" bez koszy na śmieci i tym samym, nie dawajmy okazji do zaśmiecani! Wiem, wiem, skutek będzie odwrotny: pojawi się więcej koszy...
P.S.
Odpowiedź po publikacji przyszła szybko: