Od ponad miesiąca walczę z materią, którą nazwałem "roboczo" #NarodowyBurdelSzczepień. Tak, tak, chodzi mi o szumnie nazywany Narodowy Program Szczepień z szefem tego projektu ministrem Dworczykiem na czele.
Reklama
Jak wiemy, Narodowy Program Szczepień ruszył z końcem zeszłego roku. Ten czas wypełniły potknięcia, błędy, nieprawdziwe informacje i walka z wrogiem utożsamianym z zachodnimi koncernami i Unią Europejską.
Fakt. Cały misterny plan runął w momencie, kiedy Pfizer ogłosił, że przez miesiąc będzie przysyłać mniej szczepionek, ponoć z powodu rekonstrukcji linii technologicznych. Jaka jest prawda, do końca nie wiadomo.
To wszystko prawda, jednakże nasz "Narodowy Plan" oparty na centralistycznych zapędach władzy, doprowadził do kompletnego chaosu.
Najgorsza, jak do tej pory, była sytuacja osób chorych leżących w domach. Władzy wydawało się, że jak doprowadzi do tego, że w każdej gminie będzie działać grupa do przewożenia pacjentów na szczepienie, to wszystko pójdzie jak z płatka.
Reklama
Niestety nie załatwiło to sprawy chorych obłożnie, niechodzących. Nie każdego można wsadzić w fotel na kółkach i zawieźć transportem gminnym na szczepienie. Okazało się, że jest to grupa pacjentów w Narodowym Programie Szczepień kompletnie pominięta. W tej grupie znalazła się moja mama.
Od miesiąca piszę o tym, gdzie się da, interweniuję, proszę i apeluję. Zaangażowała się Gazeta Wyborcza, ja słałem pytania do NFZ, pełnomocnika wojewódzkiego, do ministra Dworczyka, wielokrotnie interweniowałem w Szpitalu Tymczasowym, w którym mama miała wyznaczony termin szczepień. I nic.
Za pośrednictwem senatora Bogdana Klicha, posłów Aleksandra Miszalskiego, Darii Gosek-Popiołek i innych (bardzo im dziękuję za pomoc) pisaliśmy interpelacje poselskie i senatorskie. I co? I nic.
Reklama
Aż tu nagle po półtoramiesięcznym, wydawało się bezskutecznym działaniu, wczoraj wieczorem dostaję zaproszenie na... briefing prasowy w Urzędzie Wojewódzkim w sprawie uruchomienia wyjazdowych punktów szczepień dla pacjentów, którzy nie mogą dotrzeć w wyznaczone miejsce. Teraz wystarczy, przynajmniej tak obiecują urzędnicy, zadzwnić do przychodni POZ, w której leczy się pacjent i zgłosić konieczność przyjazdu ekipy na szczepienie.
POZ po weryfikacji ma to zgłaszać do ekipy wyjazdowej, a ta ma się już skontaktować z pacjentem.
Presja ma sens!