W sieci krążą opowieści o tłumach szturmujących butiki, żeby kupić coś na promocji, o awanturach z agresywnymi klientami, którzy mają maseczki pod brodą i nie zamierzają ich nosić inaczej, o ludziach przeganianych, gdy chcą usiąść gdziekolwiek. Jak naprawdę wygląda przedświąteczny handel w galeriach handlowych?
Reklama
Reżim sanitarny, 1 osoba na 15 metrów kwadratowych, jedzenie kupione w restauracji konsumowane tylko na stojąco, obowiązkowe już wszędzie maseczki i kontrole Sanepidu. Pomimo koronawirusowych obostrzeń, galerie handlowe, otwarte od blisko 2 tygodni aż do Wigilii, pełne są kupujących. Bo co jak co, ale Święta muszą być.
Blisko 80% Polaków deklaruje, że bez prezentów pod choinkę dla najbliższych się nie obejdzie, nawet jeśli Boże Narodzenie będzie w tym roku skromniejsze niż zwykle. Jedna trzecia z nas planuje wydać na podarunki świąteczne między 100 a 300 zł, jedna trzecia: od 300 do 500 zł, a nieco ponad 20% tych najbardziej ambitnych i z zasobnym portfelem – 500 do 1000 zł.
W galeriach handlowych najłatwiej kupić większość prezentów. Ale co tam się dzieje na kilkanaście dni przed Wigilią?
W sieci krążą opowieści o tłumach szturmujących butiki, żeby kupić coś na promocji, o awanturach z agresywnymi klientami, którzy mają maseczki pod brodą i nie zamierzają ich nosić inaczej, o ludziach przeganianych, gdy chcą usiąść gdziekolwiek, żeby zjeść posiłek kupiony na wynos. A do tego tłum robiony przez całe rodziny, które w galerii handlowej chcą po prostu pospacerować, bo taka forma spędzania czasu ich relaksuje.
Reklama
Jak skonsumować tegoroczne covidowe Święta i wyjść z tego bez szwanku? Life in Kraków o przedświątecznej handlowej rzeczywistości w czasach zarazy rozmawia z dyrektorem krakowskiego Centrum Handlowego Serenada - Markiem Ciszewskim.