Od dziesięciu miesięcy codziennie mamy serwowane statystyki zakażeń Sars-Cov-2. Od początku pandemii zmarło ponad 20 tysięcy Polaków. Ale lekarze i pacjenci alarmują, że pandemia zbiera dużo większe żniwo w innych obszarach leczenia. Szczególnie wrażliwa jest tu onkologia, bo czas i dostępność do szybkiej terapii jest decydująca.
Reklama
Około miliona Polaków ma zdiagnozowany nowotwór. Na raka każdego roku umiera w naszym kraju około 100 tysięcy osób. To są dane sprzed epoki koronawirusa. Dzisiaj onkolodzy mówią o „odroczonych wyrokach śmierci”, przewidują, że po pandemii do szpitali będą trafiać pacjenci z zaawansowanymi, rozsianymi nowotworami. A wtedy zaczną nas zasypywać nowe koszmarne statystyki.
Z jednej strony mamy apele lekarzy, żeby nie unikać z nimi kontaktu, nie bać się pójść do szpitala czy korzystać z diagnostyki, bo w chorobach onkologicznych czas gra dużą rolę.
Z drugiej strony wiele badań i terapii jest odwoływanych. Bo COVID. Słyszymy, że miejsca dla pacjentów covidowych w szpitalach powstają kosztem m. in. miejsc dla pacjentów onkologicznych.
Reklama
Jak epidemia koronawirusa wpłynęła na krakowską onkologię? O ile mniej w ostatnich miesiącach wydaje się kart Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego (DiLO) i co to znaczy? Czy zabiegi i operacje onkologiczne nie powinny być przeprowadzane niezależnie od pandemii?
Gościem Life in Kraków był prof. Stanisław Kłęk, z Narodowego Instytutu Onkologii w Krakowie. Zapis rozmowy poniżej: