Warto spojrzeć na sprawę kolejek bez emocji. Chociaż subiektywnie zrozumiałe jest, że pacjent chciałby uzyskać świadczenie natychmiast, obiektywnie patrząc - kolejki, oczywiście w rozsądnym wymiarze, stanowią dobry instrument dopasowywania popytu na świadczenia do możliwości ich realizacji.
„Szlachetne zdrowie… potrzebuje wsparcia” pod takim znamiennym tytułem został opublikowany ostatni raport NIK z kontroli dotyczącej realizacji zadań Narodowego Funduszu Zdrowia. Najwyższa Izba Kontroli sprawdzała między innymi czas oczekiwania na różne świadczenia medyczne w 2017 roku. W raporcie nie ma co prawda dokładnych danych w odniesieniu do poszczególnych szpitali czy przychodni, dowiadujemy się natomiast wiele o średnich czasach oczekiwania w podziale na województwa i rodzaj przypadku: stabilny lub pilny.
Małopolska nie wypada najlepiej
Na przykład na wizytę w poradni osteoporozy Małopolanie czekali w 2017 roku średnio 228 dni, podczas gdy na Mazowszu czas oczekiwania wynosił 200 dni, na Śląsku 192 a na Dolnym Śląsku 149 dni. W przypadku poradni hematologicznej czasy oczekiwania wynosiły odpowiednio 272 dni w Małopolsce, 321 na Mazowszu, 170 na Śląsku i 220 na Dolnym Śląsku. Na endoprotezoplastykę kolana w 2017 r. średni czas oczekiwania w Małopolsce wynosił 716 dni w przypadkach stabilnych i 337 dni w przypadkach pilnych (na Mazowszu odpowiednio 348 i 243 dni, na Śląsku 1173 i 444, a na Dolnym Śląsku 1193 i 399). Na zabiegi w zakresie soczewki oka – zaćma – średni czas oczekiwania wynosił odpowiednio 668 i 115 dni w Małopolsce, 506 i 151 dni na Mazowszu, 606 i 133 dni na Śląsku oraz 872 i 191 dni na Dolnym Śląsku.
Długie czasy oczekiwania na świadczenia (często utożsamiane z długimi kolejkami) od lat stanowią utrapienie polskich pacjentów. Nawet jeśli do niektórych świadczeń się one skracają, jak miało to miejsce w ostatnim roku np. w zakresie endoprotezoplastyki i zaćmy, to i tak czeka się długo. I to właśnie czas oczekiwania na świadczenie, wizytę u lekarza czy operację, stanowi najważniejszy powód narzekania Polaków na system opieki zdrowotnej.
Warto jednak spojrzeć na sprawę kolejek bez emocji, które towarzyszą chorym czekającym na świadczenia, np. na pierwszą wizytę u lekarza. Pacjenci zdają sobie sprawę, że im dłużej muszą czekać na wizytę, tym zagrożenie dla ich zdrowia jest większe. Wielu zapomina jednak przy tym, że sami, odkładając często decyzję o pójściu do lekarza (mimo pojawienia się niepokojących symptomów) walnie przyczyniają się do wydłużenia czasu postawienia diagnozy. Jeśli zwlekam z decyzją pójścia do lekarza przez trzy miesiące, a później muszę kolejne trzy miesiące czekać na wizytę, to razem daje to już pół roku…
Kolejki wymagają zróżnicowanej oceny
Chociaż subiektywnie zrozumiałe jest, że pacjent chciałby uzyskać świadczenie natychmiast, obiektywnie patrząc - kolejki, oczywiście w rozsądnym wymiarze, stanowią dobry instrument dopasowywania popytu na świadczenia, do możliwości ich realizacji. Jeśli np. w kwietniu na operację kolana w jakimś ośrodku zgłosi się 100 pacjentów, bo akurat tak złożyły się wizyty w poradniach ortopedycznych, a szpital operacji w ciągu miesiąca może zrobić maksymalnie 50, to racjonalnym jest, by część pacjentów z kwietnia poczekała do lata, kiedy popyt na wiele świadczeń drastycznie maleje. Nie ma możliwości, by szpitale i przychodnie mogły dopasowywać swoje możliwości przyjmowania pacjentów do krótkookresowych, sezonowych zmian w zapotrzebowaniu na świadczenia.
Rzeczywistym problemem kolejki stają się dopiero, gdy stają się permanentne, nie występuje wyrównanie popytu i podaży w ciągu roku, a system toczy przed sobą górę niezrealizowanych świadczeń. Ale także w tym przypadku należy na problem kolejek spojrzeć w sposób zróżnicowany - przyczyny ich powstawania mogą być różne. Wbrew pozorom najłatwiejszym do usunięcia lub przynajmniej złagodzenia problemem, jest brak pieniędzy.
Wieloletnie czasy oczekiwania na operacje zaćmy czy endoprotezy powstały wskutek drastycznego ograniczenia przez NFZ środków na ten cel. Dopiero w roku 2018 NFZ zwiększył poważnie w tym zakresie swoje wydatki, co natychmiast poskutkowało skróceniem kolejek. Oczywiście znalezienie dodatkowych pieniędzy też może być trudne. Budżety systemu opieki zdrowotnej są napięte, ale może należy dodatkowych środków poszukać gdzie indziej. Zamiast jednej „ławki niepodległości” można byłoby przywrócić ostrość wzroku piętnastu pacjentom (w jednym oku). A w sumie, za wydane na owe ławki 4 mln złotych z pieniędzy podatników, można by wykonać ponad 1700 operacji zaćmy.
Pieniądze to nie wszystko
Problemem znacznie trudniejszym, niż brak pieniędzy, jest brak kadr medycznych i specjalistycznego sprzętu. Nawet jeśli znajdą się pieniądze, a nie będzie lekarzy to i tak na wiele świadczeń przyjdzie nam długo czekać (abstrahując o możliwości leczenia się za granicą). Oczywiście brak kadr stanowi pokłosie kilkudziesięcioletniego niedofinansowania opieki zdrowotnej. Ale nawet szybki i duży wzrost nakładów na opiekę zdrowotną, jeśli do takowego miałoby dojść, nie zadziała jak „czarodziejska różdżka”. Nie spowoduje, że za rok będziemy mieli o kilkadziesiąt tysięcy pielęgniarek, o kilka tysięcy lekarzy więcej.
Tym większy musimy wszyscy podjąć wysiłek, by zasoby, którymi dysponujemy wykorzystać możliwie efektywnie i przesunąć je tam, gdzie potrzeby zdrowotne są największe. Jest to najważniejsze zadanie dla organizatorów ochrony zdrowia na najbliższe lata. Trochę przypomina to sławetne „przeciąganie zbyt krótkiej kołdry”. Dopóki nie odbudujemy zasobów - innego wyjścia nie mamy.
A jaką rolę w tym wszystkim odgrywamy my – zwykli mieszkańcy kraju? Czy jesteśmy tylko biernymi ofiarami niedoinwestowanego systemu? Otóż nie. Po pierwsze dlatego, że sami mamy ogromny wpływ na stan swojego zdrowia, a tym samym na zapotrzebowanie na świadczenia zdrowotne. Po drugie, będąc już pacjentami też mamy wpływ na długość kolejek. Pamiętajmy, że rezygnując z wizyty bez jej wcześniejszego odwołania, nie tylko uniemożliwiamy innym pacjentom skorzystania ze zwolnionego czasu, ale także sami przez to dłużej musimy czekać na kolejny termin. Jeśli już zatem nie obchodzi nas los innych pacjentów – pomyślmy przynajmniej o sobie.