"Mam chwilę zwątpienia. Mamy ewidentne dowody, że noszenie maseczek jest skuteczne, ale gdy wciąż czytam komentarze, że noszenie przyłbic czy masek powoduje niedotlenienie, czy śmierć, to zaczynam mieć dość" - mówi w rozmowie z Life in Kraków doktor Lidia Stopyra ze szpitala m. Żeromskiego.
Reklama
Dr Lidia Stopyra jest specjalistką chorób zakaźnych i pediatrii, kieruje Oddziałem Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie i od początku pandemii wiele czasu i energii poświęciła nie tylko na leczenie chorych, ale również tłumaczeniu, jakich zasad musimy przestrzegać, jak zachowywać się odpowiedzialnie i solidarnie, by w miarę jak najłagodniej przejść przez epidemię słabo rozpoznanego, nowego koronawirusa SARS-COV-2.
Szkodliwe mity
Teraz, gdy - wydawaloby się - wiemy znacznie więcej o epidemii, Lidia Stopyra nie kryje zwątpienia wobec wciąż kolportowanych nieprawdziwych opinii na temat obostrzeń.
Teraz to nie jest kwestia zaleceń, mamy ewidentne dowody, że maseczki chronią przed roznoszeniem wirusa - podkreśla.
W rozmowie z Life in Kraków podała konkretne dowody: - Mamy zakażoną osobę i wskazanych czterdzieści kilka osób, które były z nią w kontakcie.Sprawdzamy wszystkich i okazuje się, że tylko dwie z tej grupy są zakażone. Dwie, które jak się okazało, nie nosiły maseczki - podkreśla
Mają zbyt niski iloraz inteligencji?
Doktor Stopyrę irytują kolportowane opinie jakoby noszenie maseczek, czy przyłbic było szkodliwe. - Nie wiem już jak dotrzeć do tych ludzi, skoro ewidentne dowody do nich nie przemawiają. Może oni mają jakieś zaburzenia osobowości, albo zbyt niski iloraz inteligencji? - pyta retorycznie.
Reklama
Zakażone dzieci też trafiają do szpitala
Szpital im. Żeromskiego, w którym pracuje doktor Stopyra, specjalizuje sie m.in w leczeniu zakażonych koronawirusem dzieci. Do tej pory w Małopolsce zachorowało około tysiąca dzieci i choć generalnie przechodzą chorobę łagodnie, to ok. 200-stu trafiło na jej oddział szpitalny.
To były przypadki wywołanego zakażeniem ostrego zapalenia płuc, a dzieci te wymagały tlenoterapii.
Natomiast w przypadku niemowlaków banalny objaw - brak węchu i smaku -powodował, że przestawały jeść i trzeba było je dokarmiać pozaustrojowo - wyjaśnia dr Stopyra - Na szczęście nie było ani jednego zgonu wśród dzieci, choć na świecie odnotowano takie przypadki - dodaje.
Powikłania nawet po latach
Reklama
Wszystkie dzieci, które były hospitalizowane, pozostaną pod dłuższą obserwacją. - Będziemy sprawdzać czy choroba nie wywoła jakichś powikłań, a te mogą się pojawić nawet dopiero po kilku latach - mówi w rozmowie z Life in Kraków.