W OPINII

Czy grozi nam seria pandemicznych rozwodów? Rozmowa z prof. Zbigniewem Nęckim

opublikowano: 14 MAJA 2020, 00:19autor: Rafał Nowak-Bończa
Czy grozi nam seria pandemicznych rozwodów? Rozmowa z prof. Zbigniewem Nęckim

O tym, jak sobie radzić w izolacji, jak długo jeszcze możemy wytrzymać ograniczanie kontaktów społecznych i co może się wydarzyć, gdyby nastąpił nawrót pandemii i kolejny lockdown, z psychologiem, prof. Zbigniewem Nęckim, dziekanem Wydziału Psychologii i Nauk Humanistycznych Krakowskiej Akademii im. Frycza Modrzewskiego, rozmawia Rafał Nowak-Bończa.

Reklama

Rafał Nowak-Bończa: Spotykamy się w dziwnych czasach, za naszego życia coś takiego nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Od wielu tygodni żyjemy praktycznie w zamknięciu. Jaki to ma wpływ na nasze zdrowie, na nasz umysł?

Zbigniew Nęcki: Tak, przeżywamy to bardzo mocno. Tego rodzaju wydarzenie jak koronawirus, który nas wszystkich wpędził w swego rodzaju areszty domowe, jest przede wszystkim dowodem pewnego zwątpienia w siłę ludzkości.

RNB: Do niedawna się wydawało, że wszystko możemy, że świat mamy u stóp, a teraz jeden mały wirus i koniec.

ZN: Tak tu kosmos zdobywamy, już lecimy, precz z analfabetyzmem, a tu jeden mały wirus rzeczywiście rozłożył nam system całkowicie. Ta problematyka należy do czegoś, co my w psychologii nazywamy problematyką stresu.

Napięcie, nerwy, niepokój wewnętrzny, wynikają z radykalnej zmiany, a wirus spowodował właśnie taką radykalną zmianę.

Przecież nikt się nie spodziewał, a tu parę dni i cała rzeczywistość nam się zmodyfikowała. To wywołuje ogromne napięcie, stres i poczucie zagubienia.

RNB: A samo zamknięcie w domu, w jakiejś przestrzeni, zakaz wychodzenia? Teraz to się zmienia, to już jest luzowane, ale jednak te osiem tygodni przesiedzieliśmy w domu.

ZN: I dalej powinniśmy siedzieć, jeśli nie musimy wychodzić, to posiedźmy. Rzeczywiście samo to zamkniecie w domu, to jest kolejny czynnik wpisujący się w te zmiany, o których mówiłem. Najpierw jest alarm, wszyscy się burzyliśmy, szukaliśmy informacji, także w mediach.

A więc ta faza alarmowa. Co się dzieje? Matko, matko! Media nakręcały bardzo wysoko poziom napięcia i nerwów.

reklama

Druga faza, w której teraz jesteśmy, to jest adaptacja do sytuacji. Pierwszy szok zamknięcia, tego aresztu domowego był przerażająco dziwaczny. Skok na sklepy. Kupujemy, robimy zapasy, a teraz, proszę, uspokoiło się.

Trzecia faza, która nas czeka, to jest wyczerpanie.

I teraz chcę przejść do tego domu, do mieszkania, bo to jest właśnie taka sytuacja, w której już mniej więcej jesteśmy oswojeni z tym, co jest. Dzieci w telewizji chodzą do szkoły, studenci posługują się różnymi ZOOM-ami, ale jak długo można? Ta faza wyczerpania zbliża się powoli.

RNB: To kiedy nastąpi i jak będzie się objawiać?

ZN: Będzie się objawiać tym, że ludzie zaczną pękać, wariować. Dlatego pogadajmy o tym, co robić, żeby ta faza wyczerpania nie nastąpiła zbyt szybko. Żebyśmy jeszcze wytrzymali, myślę, że miesiąc możemy jeszcze wytrzymać.

Pierwsza, najważniejsza sprawa. Każdy z nas powinien pamiętać, że to się kiedyś skończy. To jest naprawdę bardzo ważna sprawa.

Można wytrzymać bardzo wiele złych momentów, wierząc, że koniec się zbliża. To nam dodaje bardzo dużo siły psychicznej i nadziei. Nie wolno sobie wypukać z głowy nadziei na to, że złe czasy miną, a wrócą czasy dobre.

Drugi element tej postawy to nie tylko nadzieja, że to się skończy, ale też pokora wobec przemocy wirusa. My się buntujemy, w naszej polskiej duszy bunt lubi zagościć. Nie będzie tak, jak mi tak każą, to ja odwrotnie. Przyhamujmy z tym. Potrzebna jest pokora i pogodzenie się z tym, co jest konieczne.

RNB: Mówi pan, że miesiąc jeszcze możemy wytrzymać. A co, jeśli się okaże, że będzie nawrót, coraz więcej zachorowań i wrócimy do całkowitego lockdownu i to potrwa jeszcze kilka miesięcy?

ZN: Jeżeli się to będzie przeciągało, to będzie coraz więcej kryzysów, głębokich kryzysów.

Tu trzeba uważać bardzo na jeden ze sposobów radzenia sobie ze stresem, sposób w Polsce dosyć popularny, nazywa się drinking. Jest źle, krucho, walniemy sobie po bani i lepiej się człowiek czuje.

To jest ślizgawka wygodna na chwilę, ale prowadzi do katastrofy. Ta chwila luzu, radości, nadziei, nagrody niech nie będzie w tym alkoholu, czy narkotykach, tylko w małych, drobnych sukcesach. 

Reklama

Dlatego chciałbym zachęcić państwa do osiągania mikro sukcesów. Codziennie trzeba zrobić coś fajnego. To może być potrawa, smaczna potrawa, która ucieszy ciebie i twoich bliskich, może to być wiersz, który odkryłeś i chcesz im przeczytać, może to być nawet rysunek, który by cię ucieszył. Drobne, małe sukcesy codziennie.

W ten sposób, krok po kroku ludzie wychodzą z tragicznych sytuacji, na przykład po ciężkich wypadkach. Moja doktorantka i koleżanka, która w słynnym kolejowym wypadku pod Szczekocinami miała zmiażdżoną połowę ciała, opowiadała mi, że dla niej wielkim sukcesem było poruszenie palcem. Najpierw nie była w stanie tego zrobić, później jednym palcem ruszała, drugim, trzecim. Teraz śmiga na nartach.

Jeżeli mamy więc izolację, to zbudujmy sobie małe kreatywne laboratorium, w którym codziennie coś będzie się zdarzało. Bardzo niebezpieczna jest kolejna rzecz, o której chciałem powiedzieć, a mianowicie wspólne przebywanie.

RNB: Ja też chciałem o to zapytać. Czy to się może skończyć serią pandemicznych rozwodów?

ZN: Rozwodów to pół biedy. Może być gorzej, czyli walki, pretensje, napady, agresja, przemoc. Dlatego bardzo bym sugerował, naprawdę sugeruję szczerze, żeby bez względu na to, jaki mamy rozkład mieszkania, jaką mamy ilość przestrzeni dla siebie, starać się zachować pewną intymność i indywidualność przebywania. Kąt dla siebie.

Kontakt nawet z najbliższymi bywa bardzo męczący, bardzo napina i zaczynamy robić coś, co ja z moją małżonką widzę, że też zaczynamy robić,  zaczynamy tak zwaną walkę na drobiazgi. To jest sygnał, że jest do kitu i że trzeba się trochę oddalić od siebie.

To bardzo poważna rzecz. Takie mikro wydarzenia. W przyhamowanej dynamice życia małe drobiazgi zaczynają urastać do gigantycznych problemów.

RNB: To jest ta druga strona medalu. Mówił pan wcześniej, że małe rzeczy mogą nas uratować, ale małe rzeczy mogą nas też pogrążyć.

ZN: Tak. Jeżeli jest różnica zdań między mną a moimi dziećmi, czy moją żoną, czy partnerem, to  w normalnej sytuacji ta różnica się rozchodzi, rozpływa w codziennym życiu, ale w życiu izolowanym, w życiu, w którym jesteśmy na siebie skazani, to się staje przekleństwem. Dlatego tak ważne jest, by przesyt kontaktu neutralizować. Znaleźć troszeczkę samotności, izolacji, a więc ten swój kąt, w którym nie ma innych ludzi. Dajmy sobie spokojnie dystans, fizyczny najlepiej, każdy w swoim pokoju, albo psychiczny.

I tu się pojawia kolejne zagrożenie. Muszę przestrzec przed narkomanią telewizyjną, nadmiarem telewizji. To jest atrakcyjne, dużo fajnych rzeczy się dzieje, jest wiele ciekawych programów, ale to jest taki nauczyciel lenistwa, że lepszego nie ma.

RNB: Trzeba ustanowić sobie limity.

ZN: Tak.

RNB: Ale to jakie to powinny być limity? Dwie, trzy, osiem godzin dziennie?

ZN: Średnia to jest dwie i pół godziny dziennie, w weekendy cztery. Ja bym nie chciał, żeby ta średnia była przekraczana, to już byłoby całkiem dobrze. Trzeba trochę samodyscypliny, żeby nie ulegać urokowi telewizyjnego lenistwa.

Znacznie lepiej sięgnąć po książkę i aktywnie szukać informacji. I tu się pojawia internet, nie możemy go pominąć. Kolejny łasuch, który nas zachęca, czaruje, bawi, przyciąga… I mamy ludzi uzależnionych od social mediów.

Internet, jak każdy narkotyk, ma oczywiście plusy. Emocjonalnie czujesz się bardzo fajnie, masz przyjaciół, znajomych.

Reklama

Ale internet nie zarabia, mówię nie tylko w sensie finansowym, ale w ogólnym sensie dawania korzyści rozmaitego rodzaju, czyli tracisz czas, tracisz energię i nie produkujesz, nie tworzysz niczego. Naprawdę może już jestem w wieku właściwym, do tego, żeby chwalić książkę, ale pochwalę teraz książkę. Książkę mam za królową wolnego czasu.

Tutaj jeszcze jedną rzecz chcę powiedzieć. Podczas czytania jedyną gimnastyką, to złośliwi mówią o profesorach, jedyną gimnastyką jest przewracanie kartek. Otóż zachęcam do większej gimnastyki i sam siebie do niej zmuszam.

RNB: Czyli ćwiczenia, przysiady, pompki…

ZN: Najgłupsza rzecz, jaka jest na świecie, totalnie niepotrzebna, to jest przysiad i pompka. I trzeba je polubić, a jeśli nie polubić, to zrozumieć ich przydatność… Dwadzieścia minut dziennie gimnastyki, spokojnej, nie musi być tu wielkiej dynamiki, nawet w kierunku jogi bym szedł. Takie dwadzieścia minut ruchu naprawdę bardzo uspokoi, a niebezpieczeństwo leniwego stylu życia w tych naszych wszystkich kwarantannach jest duże.

Tu cię pogłaszcze psychicznie telewizor, tu się trochę zdystansujesz od żony, tu sobie poleżysz troszeczkę i zmieniasz się w co? Zmieniasz się w takiego leniwego, wygodnego, zadowolonego, ale nietwórczego, niepracującego stworka. Nie jest to dobry kierunek.

RNB: Chciałbym wrócić do stosunków międzyludzkich w zamknięciu. Dla niektórych, tych, którzy przed pandemią bardzo ciężko pracowali, po kilkanaście godzin dziennie, sześć, siedem dni w tygodniu, nie mieli w ogóle czasu dla rodziny, to może być jakaś szansa na to, żeby właśnie odkryć na nowo i czerpać z tego życia rodzinnego.

Możemy mówić, że może się zdarzyć taki baby boom, jak po stanie wojennym na przykład? Ja myślę, że to możliwe, widziałem niedawno wpis mojej znajomej w internecie, że baby boom możliwy jest tylko wśród pierworódek, bo kiedy dzieci cały czas są w domu, to ciężko...

ZN: A no właśnie, jak dzieci są i wy jesteście, to nie ma czasu na figle.

Jest szansa na zbliżenie, szansa na poznanie, na podjęcie rozmów o problemach, o których wcześniej nie mieliśmy czasu porozmawiać, ale to jakoś się nie bardzo sprawdza, ta wiara w to, że im więcej czasu mamy dla siebie, tym bliżej siebie jesteśmy.

Jednak najbardziej rozsądny jest złoty środek. Bądźmy ze sobą, razem, bliziutko, budujmy więź, ale nie traćmy indywidualności i nie zmuszajmy innych, żeby kochali to, co my. A to jest właśnie w małżeństwach i w rodzinie piekielnym problemem.

Jedno wielkie słowo tu musi paść. Nazywa się wspólnota losu i wspólnota więzi.

Jesteśmy ze sobą związani, mamy oczywiście różne barwy, nie tylko różowe, ale i brązowe i niebieskie, ale jesteśmy razem. Jeżeli chcemy wspólnotę budować, to hamujmy naturalny egocentryczny egoizm człowieka, który chciałby dobra dla siebie.

RNB: I to nam pozwoli przetrwać.

ZN: I to nam pozwoli przetrwać, kiedy nie zapomnimy o tym, że wspólnota ponad egoizm i to będzie cudowne.

Zbigniew Nęcki - psycholog społeczny, profesor nauk humanistycznych, nauczyciel akademicki, mediator i ekspert w dziedzinie negocjacji, założyciel i wieloletni kierownik Katedry Negocjacji na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dziekan Wydziału Psychologii i Nauk Humanistycznych Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.

Reklama

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

Polityka Prywatności