Krakowska Straż Miejska w ciągu niespełna dwóch dni pomogła psu, który zgubił się po tym, jak uciekł z psiego hotelu i przeszedł 30 kilometrów i małemu kotu, uwięzionemu pod maską samochodu.
Reklama
Obie interwencje skończyły się szczęśliwie. Najpierw, na jednym z krakowskich osiedli, przy ulicy Belwederczyków, mieszkaniec zauważył błąkającego się wyżła. Pies był wyraźnie przestraszony i nieufny, nie pozwalał się do siebie zbliżyć. Mężczyzna, zaniepokojony losem zwierzęcia, zadzwonił pod numer Straży Miejskiej - 986:
“Kiedy dotarliśmy na miejsce, wyżeł leżał pod balkonami i zachowywał bezpieczny dystans. Czekając na przyjazd pracownika schroniska, przeprowadziliśmy rozmowy z mieszkańcami, jednak nikt nie znał psa. Wyglądało na to, że pojawił się znikąd. Przełom przyniosła rozmowa z jednym z mieszkańców, który wskazał nam stronę internetową z ogłoszeniami o zaginionych zwierzętach. Wśród wielu zdjęć od razu rzucił się w oczy znajomy, czekoladowy pysk” - relacjonują funkcjonariusze w mediach społecznościowych.
Strażnikom z patrolu, który zajął się sprawą, udało się skontaktować z właścicielką psa, a chwilę później opiekę nad nim przejęła jej córka.
Kobieta podziękowała wszystkim za zaangażowanie i pomoc: “Okazało się, że zwierzak uciekł z hotelu dla psów, położonego blisko 30 kilometrów od Krakowa, i najwyraźniej "na własną łapę" próbował wrócić do domu”.
Zaledwie dzień później Straż Miejska znów pomogła zwierzakowi, tym razem - małemu kotkowi. Do dyżurnego zadzwonił kierowca Hyundaia, który zaparkował w pobliżu sanktuarium przy ul. św. Siostry Faustyny. Nie mógł odjechać, bo pod maską jego auta utknął mały kotek: “Na miejscu szybko okazało się, że sytuacja jest trudna, ale nie bez wyjścia. Kotek, choć płochliwy, pozwolił sobie pomóc — a nawet dał się zaprosić do naszej podgórskiej siedziby. Tam został nakarmiony, napojony i porządnie wygłaskany. Później trafił pod opiekę pracownika schroniska dla zwierząt”.