Zakończyło się nasuwanie pierwszej z estakad będących częścią budowanego węzła Mistrzejowice. To po niej będziemy jeździć drogą ekspresową S7 w kierunku Warszawy. W przyszłym tygodniu GDDKiA planuje zakończenie nasuwania drugiej, którą kierowcy pojadą w kierunku węzła Nowa Huta i autostrady A4.
Reklama
Budowa estakady zaczęła się niemal dokładnie rok temu, pod koniec września. Stanowisko do prefabrykacji i nasuwania jest usytuowane w okolicy skrzyżowania ulic Petofiego i Łowińskiego, w krakowskiej dzielnicy Wzgórza Krzesławickie. Koniec, do którego dotrzeć miała estakada, był niemal kilometr dalej, w dzielnicy Mistrzejowice, w miejscu krzyżowania się dwóch tras ekspresowych – S7 i S52.
Kolejne segmenty o długości od 17 do 26 m były zbrojone i betonowane w specjalnym szalunku. Po stężeniu i sprężeniu betonu segmenty za pomocą siłowników wysuwano na podpory estakady wraz z wykonanymi w poprzednich cyklach elementami obiektu.
Jezdnia w kierunku Warszawy ma 915 m i składa się z 40 segmentów, których łączna długość była… o 0,5 m większa! Jak to możliwe? Każdy segment był ściskany (mówiąc precyzyjnie – sprężany) z siłą 500 ton specjalnymi linami, przez co tracił nieco ze swych wymiarów, zyskując równocześnie wytrzymałość. Przy tak długiej konstrukcji to sprężanie spowodowało, że cała estakada „zmniejszyła się” o niespełna 0,5 proc., czyli właśnie 0,5 m.

Jezdnia w kierunku Rzeszowa będzie mieć 942 m, składać się z 41 segmentów i ważyć ponad 27 tysięcy ton.
Tempo iście nieekspresowe
"Przesuwanie tak dużej konstrukcji wymagało ogromnej precyzji. Musieliśmy bowiem połączyć się z gotową już drugą częścią estakady, zbudowaną od strony Zalewów Zesławickich. Każdego miesiąca przygotowywaliśmy 3-4 segmenty dla każdej z jezdni. Wysuwanie jednego elementu trwało do 6 godzin, z prędkością od 7 do 10 cm na minutę. To maksymalnie 6 metrów na godzinę" - opowiada Kacper Michna z GDDKiA.
"Siłowniki, które przepychały całą konstrukcję, mogły sprostać masie ponad 900 ton. Wypychając ją na kolejne podpory, musieliśmy na końcu zachować dokładność spotkania obu części estakady, przy tolerancji zaledwie 4 cm. I to wszystko przepychając konstrukcję, która pod koniec naszych prac miała niemal kilometr długości i ważyła prawie 27 tysięcy ton" - dodaje.
Nad całością prac czuwali geodeci, stale mierząc ewentualnie odchylenia. Przesuwając kolejne segmenty, mogliśmy też korygować tor o kilka centymetrów, co dawało nam dodatkową elastyczność.














