Na tę konferencję prasową działacze Lewicy przyjechali na rowerach nieprzypadkowo. Zaproponowali dopłaty dla osób dojeżdżających do pracy na rowerze.
Poseł Nowej Lewicy, Maciej Gdula zaprezentował przełomowe, jak to określił, rozwiązanie zchęcające do korzystania z roweru.
“Powinniśmy za jazdę na rowerze do pracy zacząć ludziom płacić. Ktoś powie: płacić za to, że ktoś pedałuje? Otóż państwo może płacić za aktywności uznane za szczególnie pozytywne i pożądane. A tym jest jazda na rowerze” - przekonywał polityk Nowej Lewicy w Krakowie.
Podobnie jak pozostali uczestnicy konferencji prasowej Monika Frenkiel (numer 9) i Daniel Tuchowski z Młodej Lewicy (numer 16) przyjechał na rowerze.
Kandydaci Lewicy wyliczali korzyści z jazdy na rowerze: niższa emisja CO2, zdrowie obywateli i obywatelek, odciążenie miast od ruchu samochodowego, mniejszy hałas i rozwój gospodarczy związany z większą skłonnością pieszych i rowerzystów do korzystania z usług.
Reklama
Swój pomysł wzorują na rozwiązaniach w zachodniej Europie. Programy dopłat za jazdę do pracy na rowerze funkcjonują już w kilku krajach.
“W Belgii płaci się za jazdę na rowerze do pracy i ludzie dostają około 0,24€ za kilometr. Oprócz opłat za rzeczywiście przebyty dystans obowiązuje też limit roczny dopłat na poziomie około 1000€. Podobne rozwiązania funkcjonują we włoskich miastach np w Bari” - mówił Maciej Gdula.
Jak wyliczyli autorzy projektu, przy założeniu, że osób w pełni korzystających na początku z programu byłoby około 100 tysięcy to koszt przy 3000 rocznego limitu dopłat wynosiłby 300 mln złotych. To czy faktycznie pracownik dojeżdżałby do pracy rowerem mogłoby być weryfikowane poprzez specjalna aplikację.
