W połowie listopada szpital w Prokocimiu może być zmuszony do przeniesienia chorych dzieci do innych szpitali - powiedziała w rozmowie z Life in Kraków Katarzyna Pokorna-Hryniszyn rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie - Prokocimiu. Ma to związek ze złożonymi przez lekarzy - specjalistów wypowiedzeniami z pracy. Rzeczniczka zapewnia, że placówka robi wszystko, by ten czarny scenariusz się nie sprawdził. Co konkretnie?
REKLAMA
Sytuacja jest bardzo trudna. Do tej pory wypowiedzenia złożyło 26 lekarzy specjalistów, głównie z nefrologii, pulmonologii i alergologii. Co prawda lekarze mają trzymiesięczny okres wypowiedzenia, ale jednocześnie do wykorzystania zaległe urlopy, a to oznacza, że już w połowie listopada szpitala może mieć problemy z obsadą dyżurów.
Co to oznaczałoby w praktyce? - Jeśli dyżury nie będą obsadzone, wówczas szpital byłby zmuszony zamknąć niektóre oddziały, a dzieci bądź wypisać do domu, bądź przenieść do innych placówek - powiedziała w rozmowie z naszym serwisem rzeczniczka szpitala Katarzyna Pokorna-Hryniszyn. Zapewniała jednocześnie, że placówka zrobi wszystko, by do tego nie doszło.
Na razie jednak konkretnego planu działania nie ma - Sprawa jest zbyt świeża, wypowiedzenia złożono w ostatni czwartek - przypomina nasz gość.
Reklama
Powodem złożenia wypowiedzeń mają być zbyt niskie płace. Lekarz specjalista zarabia w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Prokocimiu 38 zł brutto na godzinę, a z wysługą lat 45 zł. Tym samym pensja podstawowa bez dyżurów wynosi 7.200 zł brutto na miesiąc.
To zdaniem lekarzy za mało, którzy narzekają również, że są przemęczeni, bo już wcześniej obsada byłą niewystarczająca a liczba nadgodzin była zbyt duża.
Dopytywana o inne motywy tego radykalnego kroku rzeczniczka szpitala wykluczyła konflikt z dyrektorem placówki. Jej zdaniem prof. Krzysztof Fyderek zrezygnował z funkcji dyrektora w geście solidarności z lekarzami. Za jego sukces uznała, że wynoszący 40 milionów złotych dług szpitala w ciągu ostatnich dwóch lat się nie pogłębił.
Nasza rozmówczyni przyznała, że w palcówce są również konflikty wewnętrzne, ale wynikają one z kłopotów finansowych całego szpitala.
Reklama
Na razie nie ma żadnych deklaracji ani ze strony rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, który zarządza szpitalem, ani ze strony NFZ czy Ministerstwa Zdrowia, co do pomocy dla tej prestiżowej placówki.