Oskarżony o molestowanie seksualne nastolatki biskup Jan Szkodoń wrócił do Krakowa. Wśród krakowskich księży rozsyłane są SMS-y, jakoby został uniewinniony w prowadzonym przez Stolicę Apostolską precedensowym kanonicznym procesie karno-administracyjnym. Oficjalnego komunikatu nie ma.
Reklama
Sprawa wyszła na jaw po reportażu w "Dużym Formacie", dodatku do "Gazety Wyborczej". Dziennikarz Marcin Wójcik opisał tam historię pani Moniki. Kobieta przyznała, że 20 lat temu - miała wtedy 15 lat - krakowski hierarcha wykorzystał ją jako nastolatkę. Według jej relacji biskup Szkodoń zapraszał ją do sypialni, rozpinał stanik, wkładał rękę między uda, całował w usta, gryzł w uszy.
Hierarcha przyjaźnił się z jej rodziną, bywał u nich w domu i często wzywał Monikę do siebie na ul. Kanoniczą.
Po tej publikacji zapadła decyzja o rozpoczęciu kanonicznego procesu karno-administracyjnego przeciwko biskupowi Szkodoniowi. Był to pierwszy taki proces w Polsce przeciwko biskupowi oskarżonemu o molestowanie seksualne".
Reklama

Sprawę badała też krakowska prokuratura, ale ze względu na przedawnienie musiała umorzyć postępowanie, choć biegli uznali, że zeznania poszkodowanej są wiarygodne.
Proces już zakończono, ale strona kościelna nie informuje o wyroku, ponieważ nie jest prawomocny. Biskup Szkodoń może się od wyroku sądu kościelnego odwołać.
Tymczasem wśród krakowskich księży krążą SMS-y, jakoby został uniewinniony.
Reklama
Pisze o tym też na swoim profilu ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski i pyta, dlaczego krakowska kuria i nuncjatura nie upubliczniły wyroku, choć biskup Szkodoń zamieszkał w jednym z działających w Krakowie domów księży.
Według Gazety Wyborczej sąd kościelny miał uznać, że biskupowi nie dowiedziono winy, formalnie nie oznacza to jednak uniewinnienia.