Gdyby nie one, XIII-wieczny skarb - wyjątkowy klasztor z podkrakowskich Staniątek - już dawno utraciłby swój blask, nie mówiąc już o jego duchowym cieple, o które benedyktynki tak dbają. Z powodu epidemii siostry znalazły się w bardzo trudnej sytuacji. Sprzedaż wigilijnych karpi to okazja, by wspomóc siostry opiekujące się tym wyjątkowym miejscem.
Każdy konserwator powie: takiego miejsca, jak to pod Krakowem, nie ma nigdzie indziej w Polsce. XIII-wieczny klasztor jest nie tylko niezwykłej urody, ale też ogromnych rozmiarów, a opiekuje się nim tylko kilkanaście benedyktynek, które w nim mieszkają. Epidemia i związane z nią obostrzenia mają dla nich poważne konsekwencje, z którymi borykają się cały rok.
To najstarszy klasztor benedyktynek w Polsce fundowany ok. 1210 roku. Jest - jak podkreśla siostra Polkowska - rodzajem narodowego skarbca pełnego bezcennych dzieł kultury, a przyklasztorny kościół sam w sobie jest dziełem sztuki. Życie wspólnoty od wieków przebiega tym samy torem: ciężka praca przeplata się z modlitwą.
Reklama
Większość sióstr jest w podeszłym wieku, a mimo to ciągle pomagają matce Stefanii – w końcu życiowe motto zgromadzenia brzmi: „módl się i pracuj”. Gdyby nie one, XIII-wieczny skarb już dawno utraciłby swój blask, nie mówiąc już o jego duchowym cieple, o które benedyktynki tak dbają. Utrzymanie klasztoru, opieka nad starszymi siostrami to miesięcznie koszt ok. 40 tysięcy złotych.
Sytuacja sióstrjest bardzo trudna. Utrzymywały się z ofiar na tacę, noclegów dla pielgrzymów w domu dla gości i sklepu z przetworami i wypiekami. Z powodu pandemii te źródła dochodów z dnia na dzień radykalnie się skurczyły.
Reklama
Sprzedaż wigilijnych karpii i świątecznych pamiątek to teraz jedno z głównych źródeł dochodów. Warto choćby w ten sposób wesprzeć dzielne zakonnice.