Mieszkańcy Mistrzejowic pomalowali zabytkowy fort w swojej dzielnicy, żeby ochronić go przed wandalami. Chętnych było tylu, że akcja, zaplanowana na kilka godzin, trwała niespełna dwie. Mieszkańcy w weekend, w wolnym czasie razem zrobili coś niecodziennego. To jest bardzo budujące - powiedział Life in Kraków dr Filip Suchoń z Politechniki Krakowskiej, znawca architektury fortyfikacyjnej i autor projektu, według którego ochotnicy pomalowali fort 48a “Mistrzejowice” w dawne, maskujące wzory.
Reklama:
Choć sobotnia akcja malowania fortu mogła wyglądać na spontaniczną, to przygotowania do niej zajęły całe lata. Złożyły się na nie poszukiwania w archiwach w Wiedniu, z pomocą tamtejszych naukowców, badania laboratoryjne, eksperymenty z farbami, praca nad projektem i wreszcie - procedura administracyjna, zakończona zgodą Miejskiego Konserwatora Zabytków na pomalowanie stropodachu fortu. A wcześniej - kilkunastoletnia praca dr Filipa Suchonia nad badaniami austriackich fortyfikacji w całej Europie.
Dr inż. Filip Suchoń z Politechniki Krakowskiej jest architektem i członkiem Österreichische Gesellschaft für Festungsforschung. - W 2022 roku w wydawnictwie “Teka” Komisji Architektury, Urbanistyki i Studiów Krajobrazowych Polskiej Akademii Nauk, opublikowałem artykuł informujący, czego dowiedzieliśmy się podczas badań archiwalnych i historycznych o próbach z malowaniem maskującym fortyfikacji austro - węgierskich.
Okazało się, że Austriacy eksperymentowali z kamuflowaniem fortyfikacji już przed pierwszą wojną światową. Byli prekursorami, bo oprócz oczywistego wówczas wykorzystywania zieleni do maskowania obiektów fortyfikacyjnych, próbowali uzupełniać maskowanie farbami. Współpracuję z kolegami z Wiednia, którzy mają dostęp do tamtejszego archiwum i prowadzą rozmaite badania naukowe. W wiedeńskich archiwach zachowały się raporty sprzed pierwszej wojny światowej, z poszczególnych twierdz, także z Krakowa, informujące, jakich farb używano do maskującego malowania fortów, w jakich kolorach oraz czy osiągnięte efekty były zbieżne z zakładanymi i w jakim stopniu. Dokumenty były tak szczegółowe, że zawierały nawet numery katalogowe farb.
- Odsyłam ciekawych tej wiedzy do mojego artykułu. Jest w nim cały rys historyczny w dość przystępnej - mam nadzieję - formie. Miałem okazję i szczęście uczestniczyć w projektowaniu kilku remontów obiektów fortecznych w Krakowie, kilka lat temu fortu Wróblowice, a niedawno, przy okazji trwającego od 2021 roku remontu fortu Mistrzejowice, konsultowałem kwestie dotyczące pokrycia stropodachu, czyli tej betonowej części fortu, którą w sobotę pomalowaliśmy. Tak więc akcja z udziałem mieszkańców to punkt na końcu bardzo długiej linii czasu.
Reklama
W odtworzeniu wyglądu dawnego kamuflażu pomogły także resztki farb, znalezione podczas remontu budowli, który trwał od 2021 roku i skończył się w styczniu. - Chcę podziękować Zarządowi Budynków Komunalnych za to, jak fachowo, ze starannością i wrażliwością na specyfikę zabytku prowadził prace - podkreśla dr Suchoń. Pozostałości farb zachowały się na betonowym stropodachu fortu.
- Tonęły w morzu graffiti, bazgrołów, przeróżnych współczesnych malunków, ale sprawiały wrażenie, że mogą być z epoki. Miały kształt dosyć regularnych plam, całkiem niewielkich, bo niektóre liczyły około 4, a inne około 10 - ciu cm., dlatego było to trochę jak szukanie igły w stogu siana. Ale udało się je zabezpieczyć, pobrać próbki i przeprowadzić specjalistyczne badania laboratoryjne pod mikroskopem.
Ustaliliśmy, że skład chemiczny znalezionych farb odpowiada stosowanym w epoce, że to nie są współczesne spraye czy farby, używane w forcie przez grafficiarzy, tylko, że to ślady historycznych środków malarskich. Wyodrębniliśmy też kolorystykę poszczególnych plam. Stwierdziliśmy, że występowały trzy kolory, mówiąc potocznym językiem były to: jasny zielony, ciemny zielony i żółty, a fachowo to: ochra, czyli żółcień żelazowa, zieleń chromowa, czyli tlenek chromu, który ma bardzo niecodzienny i zaskakujący kolor, szaro - zielony, ale bardzo jasny i żywy, trochę jak spatynowana miedź, nazywany grynszpanem.
Ten kolor występuje w wielu miejscach, jest zachowany w reliktach m.in. również w Twierdzy Przemyśl. Potwierdziłem to dzięki koledze, który mieszka w Przemyślu i bada przemyskie fortyfikacje. Dostarczył mi fotografie fragmentów, ukrytych przed oddziaływaniem warunków atmosferycznych, więc gwarantujące, że barwy są zbliżone do oryginalnych, niezbyt wypłowiałe. To ten kolorek, który posłużył nam jako tło do malowania wzorów kamuflażowych. W lecie ubiegłego roku Miejski Konserwator Zabytków wydał pozwolenie na odmalowanie fortu zgodnie z przygotowanym przez Filipa Suchonia projektem, stworzonym na bazie jego odkryć, ustaleń i badań próbek. A celem projektu, oprócz nawiązania do historii i odtworzenia dawnego wyglądu fortu, stało się, przede wszystkim, powstrzymanie graficiarzy, niszczących fort.
Reklama
- Razem z ZBK za pierwszą i podstawową kwestię uznaliśmy zlikwidowanie powstających jak grzyby po deszczu malunków, będących przecież dewastacją zabytku i to świeżo wyremontowanego, więc tym bardziej bolesną. Drugim celem, jaki sobie postawiliśmy, było uzyskanie atrakcyjnego, również dla niefachowych odbiorców, wyglądu zabytku, przybliżającego, unaoczniającego i tłumaczącego jego funkcję militarną.
Wszystko to zainspirowało Marcina Paradyża, zastępcę dyrektora ds. technicznych do wciągnięcia mieszkańców do akcji malowania fortu Mistrzejowice.
- Chodziło o to, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym, ucząc bawić, bawiąc uczyć, spróbować wykonać rekonstrukcję farbomskowania wspólnie, sprawić, żeby walka z bazgrołami nie była walką z wiatrakami. Także z takim zamysłem już w zeszłym roku ZBK i dr Suchoń zorganizowali cykl lekcji żywej historii dla uczniów z okolicznych szkół podstawowych. Lekcje, prowadzone przez dr. Suchonia odbywały się w forcie, uczniowie poznawali historię fortyfikacji, ale szczególny nacisk organizatorzy kładli na fakt, że obiekt jest zabytkiem chronionym prawem i że wszelkiego rodzaju malunki to przestępstwo.
- Chcieliśmy uświadomić okolicznym mieszkańcom, zwłaszcza tym najmłodszym, że mają u siebie, za rogiem, cenny, oryginalny, wyjątkowy zabytek, że nie każda dzielnica ma takie szczęście i uwrażliwić ich, że bazgranie po nim to nie to samo, co pomalowanie jakiejś przypadkowej ściany - choć tego też robić nie wolno - tylko, że to jednak sprawa grubszego kalibru.
Wszystko wskazuje na to, że sobotnia akcja był pierwszą w Krakowie - a może i nie tylko - w której mieszkańcy malowali zabytek. - Wyszło na to, że w Mistrzejowicach miał miejsce eksperyment społeczny, artystyczny, architektoniczny i konserwatorski. Odzew zaskoczył organizatorów. - Chętnych było tylu, że w niecałe 2 godziny skończyliśmy pracę, zaplanowaną na około 5 godzin. Wszystko odbyło się w pełni profesjonalnie i bezpiecznie. Zaczęło się od szkolenia, przeprowadzonego przez inspektora BHP, uczestnicy otrzymali odzież ochronną w postaci białych kombinezonów, farby i narzędzia, łącznie z szablonami, które pomogły w nadaniu maskującym plamom właściwego kształtu.
W odtworzeniu ich wzoru pomogło zdjęcie schronu amunicyjnego w Lesie Wolskim, obiektu również wchodzącego w skład Twierdzy Kraków, pochodzące z 1915, dobrej jakości. Choć jest czarno - białe, to dzięki znajomości teoretycznych zasady stosowania farbomaskowania, pochodzących z literatury archiwalnej oraz raportów i dokumentów austriackich, udało się ustalić trzy właściwe barwy, rozszyfrowane w różnych natężeniach szarości.
- Patrząc na czarno - białe zdjęcie można różne natężenia szarości przyporządkować do różnych kolorów, tych najciemniejszych, jaśniejszych i najjaśniejszych, to taka trochę detektywistyczna praca - tłumaczy dr Suchoń i dodaje, że powstałe na tej podstawie opracowanie zostało złożone do biura Miejskiego Konserwatora Zabytków, projekt uzyskał opinię pozytywną, został zatwierdzony, a to otworzyło formalną drogę do przeprowadzenia akcji.
Kolejną sprawą było znalezienie odpowiednich farb, które nie uszkadzą zabytku, nie wnikną zbyt głęboko w jego strukturę, a w razie potrzeby możliwe będzie ich usunięcie bez szkody dla budowli. Ważne było też to, że farbą nie będą posługiwać się fachowcy, a amatorzy, tylko, jak mówi dr Suchoń, ludzie, którzy zgłoszą się, kierowani porywem serca i lokalnego patriotyzmu.
- Chodziło też o to, żeby mogli swobodnie malować, bez specjalnych środków ochrony. Właściwa farba została dobrana, na jesieni zeszłego roku wykonaliśmy kilkanaście próbek kolorystycznych z różnego rodzaju odcieniami na fragmencie betonowego stropodachu fortu, żeby stwierdzić, jak farba się zachowuje, bo wiadomo, że zaraz po pomalowaniu ma trochę inny kolor, potem kolorystyczne tony się troszeczkę zmieniają. Po osiągnięciu satysfakcjonującego efektu farba została kupiona i czekała w magazynie na dobrą pogodę. Teraz wysycha i zobaczymy za parę tygodni, jaki ostateczny, finalny kolorystyczny efekt uzyskaliśmy.
Reklama
Kamuflaż fortu widziany z bliska to bezkształtne, obłe plamy, z niczym się raczej nie kojarzące. Swoją rolę spełniają, gdy są oglądane z daleka. Kamuflaż jest pomyślany tak, aby mylić wzrok obserwatorów, znajdujących się w pewnym oddaleniu. Swobodny, nieco organiczny układ plam stara się naśladować rozkład cieni i błysków światła między koronami drzew. W zamierzeniu fortyfikacja miała się wtopić w krajobraz.
Fort jest duży, a jego kształt obcy naturalnemu środowisku. Dzięki zmiękczeniu krawędzi za pomocą specjalnie dobranego układu plam i użyciu kolorów, będących uśrednionymi barwami otoczenia, nawiązującymi do traw, kolorystyki koron drzew i przebłysków światła, dostosowywał się do otoczenia. Co ciekawe, w Republice Czeskiej - jak mówi Filip Suchoń - popularne jest malowanie pozostałych tam austro - węgierskich fortyfikacji w żywe kolory.
Akcja malowania fortu w Mistrzejowicach, choć udana, raczej nie będzie mieć kontynuacji, z uwagi na specyfikę i wyjątkowość obiektów, wchodzących w skład Twierdzy Kraków. Choć działały razem, jako system, choć były projektowane i budowane w oparciu o te same normy i te same założenia, to każdy z nich był traktowany indywidualnie. Podobnie było z malowaniem maskującym, nie było dwóch tak samo pomalowanych obiektów.
Różnorodność kamuflażu wynikała choćby ze zróżnicowania roślinności, bo Austriacy mieli forty i nad Adriatykiem, i w Dolomitach, i na wyżynach jak w Krakowie czy w Przemyślu, dlatego nie istniał jeden, obowiązujący wzór. Każdy obiekt był traktowany indywidualnie.
- Myślę, że do naszej akcji można przyłożyć logikę takiego postępowania: w tym miejscu robimy, natomiast niekoniecznie powtarzamy to w ten sam sposób. Tutaj chodziło przede wszystkim o to, żeby mieszkańcy mogli w uczestniczyć w akcji i żeby radykalnie zmienić wygląd pokrytego bazgrołami fortu, raz na zawsze, o ile to się uda… Dlatego nasza akcja była pierwsza, ale pewnie również ostatnia. A czy to się uda? Nie chciałbym bawić się w prognozy, które mogą być szybko zweryfikowane przez życie, ale fakt, że zgłosiło się tylu chętnych, że mieszkańcy okolicy są zainteresowani tym, co się wokół nich dzieje, chcą w tym uczestniczyć, że w weekend, w wolnym czasie razem zrobili coś niecodziennego, jest bardzo budujący.