Iwan Wyrypajew, urodzony w Rosji, a mieszkający w Polsce wybitny reżyser i dramatopisarz, słynie z własnego języka scenicznego, który oparty jest na oryginalnej antyrealistycznej grze aktorskiej, a nacechowany metafizyczną tęsknotą.
Wyrypajew od dawna zamierzał zaskoczyć widzów klasycznym, a wręcz komercyjnym, gwiazdorskim spektaklem z monumentalną scenografią i kostiumem z epoki. W przeciwieństwie od transowych, zagadkowych autorskich przedstawień – chciał pokazać widowisko „klarowne i komunikatywne”. Ostatecznie wybór padł na „Wujaszka Wanię”.
W drewnianym rosyjskim domu, otoczonym świerkowym lasem, zaprojektowanym przez Annę Met, jest samowar, a nawet kaflowy piec. Zamiast Czechowowskiej melancholii z teatralnych stereotypów reżyser woli bowiem pokazać, jak buzują ludzkie nadzieje i emocje. Oglądamy dwugodzinną reżysersko-aktorską szarżę. Aktorzy grający postaci dramatu nie przeżywają jak kazał twórca psychologicznego teatru Stanisławski – tylko bawią się rolami, tak jak Wyrypajew bawi się teatrem. Do walki o serce Heleny zrywa się nawet zazwyczaj smętny tytułowy bohater, równie głośny i dynamiczny jak Astrow – protoplasta ekologów.
Kreowanego z pietyzmem akademickiego realizmu nie trzeba brać dosłownie, o czym świadczy niemal hipsterski neon o treści „Wujaszek Wania”. Powstało przedstawienie będące ironiczną odpowiedzią na czasy, kiedy widzowie mogą czuć się znużeni eksperymentami, wulgaryzmami i nagością. A przecież nie oglądamy spektaklu „jak w starych dobrych czasach" – tylko przewrotny żart na temat współczesności, gdy lasy zagrożone są wycinką, kiedy ludzie nie są szczęśliwi we własnym domu i myślą o ucieczce. A jeśli nawet nie wyjeżdżają – znowu nie czują się szczęśliwi.