W świecie radnego Wantucha nikt nie śmierdzi. Umyci i wyperfumowani krakowianie co rano, karnie, podążają do pracy. Są zawsze trzeźwi i mają umyte zęby. Są młodzi i zdrowi, bo starsi i chorzy czasem nie pachną najładniej. Ich dzieci też są czyste, mają umyte rączki i gładko przyczesane włosy. Brzydkie zapachy naruszają godność radnego Wantucha, szczególnie, gdy przechadza się po Plantach.
Reklama
W szczególny sposób uwłaczają jego godności bezdomni. I ci naiwni wolontariusze z grupy „Zupa na Plantach”. Jak można karmić kogoś za darmo, nie domagając się zaświadczenia o wykonanej pracy społecznej na rzecz miasta, którego radnym jest Łukasz Wantuch? Dodajmy, że ugrupowanie, które reprezentuje, nazywa się „Przyjazny Kraków”.
Owszem, przyjazny, ale tylko dla tych, do których stosuje się leninowska maksyma „kto nie pracuje, ten nie je”. Wydaje się, że można by te zasadę twórczo rozwinąć: „kto się nie myje, ten nie je”. „Kto śmierdzi, ten nie ma wstępu na Planty.” ,,Kto szcza w krzakach, niech zniknie z Krakowa”. Wtedy, pod czujnym i opiekuńczym okiem kamer, umieszczonych na każdej ulicznej latarni, nasze miasto stanie się naprawdę przyjazne. Dla takich zacnych i przepełnionych własną godnością mieszkańców, jak radny Wantuch.
Historia zna wielu podobnych higienistów. Ich poczucie estetyki i godności naruszali obecni w przestrzeni publicznej kolorowi, katolicy czy Żydzi. Roznosili choroby, śmierdzieli, zaburzali idealny ład i porządek świata. Jeszcze sto lat temu na amerykańskich hotelach wisiały tabliczki z napisami: „Żydom, Irlandczykom i psom wstęp wzbroniony”. Stąd rasowa segregacja w restauracjach i na publicznych kąpieliskach. Dalej nie chcę ciągnąć tej wyliczanki, bo żyją jeszcze ci, którzy pamiętają dzielnice w Krakowie dla tych uprzywilejowanych i dla tych, którzy nie mieli żadnych praw.
Z czasów współczesnych, wspomnijmy Węgry, gdzie ostatnio uchwalono zakaz bezdomności. Tak po prostu. Tamtejszy, przejęty przez partię premiera Orbana Sąd Konstytucyjny, potwierdził, że bezdomni, ponieważ nie pracują, nie mają takich samych praw do godności i wolności, jak „porządni” obywatele. Budapeszt ma się stać miastem bez bezdomnych. Radny Wantuch zapewne przyklaśnie hasłu „Budapeszt w Krakowie”.
Jedna rzecz pozostaje zawsze niezmienna. By poprawić sobie własne poczucie godności, trzeba znaleźć kogoś, kto należy do grupy mniej uprzywilejowanej. Tym razem padło na bezdomnych, których w Krakowie, mieście prawie milionowym, jest ok. dwóch tysięcy. Radnemu Wantuchowi nie przeszkadza zapach moczu oddawanego na Plantach przez weekendowych imprezowiczów z całego świata.
Być może angielska lub francuska uryna pachnie przyjemniej. Może polski pracownik korporacji, którzy ulży sobie w krakowskich krzakach, nie narusza godności rajcy. Jeśli zdrzemnie się na ławce, zmęczony całonocnym imprezowaniem, na pewno spotka się z wyrozumiałością. W poniedziałek przecież pójdzie do pracy, więc wolno mu więcej.
Czy bezdomni są problemem? Tak, są. Są problemem nas wszystkich. Wielu z nich urodziło się w Krakowie, kiedyś mieszkało obok nas. Coś poszło w ich życiu nie tak. Czy z ich własnej winy? Czasem tak, czasem nie. Wielu to wychowankowie domów dziecka, których te instytucje nie przygotowały do życia. Niektórych wyrzuciły z domu rodziny, inni odeszli sami. Wielu ma problem z alkoholem. Podobnie jak wielu innych tzw. porządnych ludzi, którzy jeszcze chodzą do pracy i płacą rachunki.
Wolontariusze z grupy „Zupa Na Plantach” na swoim fejsbukowym profilu napisali ważną rzecz, że w wydawanym na Planach posiłku nie chodzi tylko o jedzenie, a o spotkanie. Spotkanie z drugim człowiekiem. „Dla nas to nie są „żule, których trzeba wyrzucić z miejsc będących wizytówką miasta”, ale konkretne osoby. Rafał, Paweł, Michał, Ania, Ola, Sylwia, Wojtek, Krzysiek, ludzie, których życie głęboko poraniło i zostali już niejednokrotnie skopani i obdarci z godności.
To są tacy sami ludzie jak my, mają takie same prawa, jak my i taką samą godność, jak my. Dlatego nie przestaniemy się z nimi spotykać. Dlatego nie pozwolimy, żeby ktokolwiek usuwał ich z centrum Krakowa i zamiast pomóc, spychał na jeszcze dalszy margines. Będziemy wciąż zwracać uwagę krakowianom i ludziom w całej Polsce, że wokół nas żyją osoby, które potrzebują naszej wrażliwości oraz pomocy zaczynającej się od poznania i zrozumienia.”
A na koniec przypomnę jeszcze radnemu Wantuchowi, że tak uwielbiany w Krakowie JP II, swój dramat „ Brat naszego Boga” poświęcił opiekunowi bezdomnych br. Albertowi Chmielowskiemu. A potem go kanonizował.