Każdy kto usłyszał diagnozę, że on sam, lub ktoś z najbliższych, zachorował na nowotwór, zna to uczucie. Czas się zatrzymuje, ziemia usuwa się spod nóg, wydaje się nam, że oglądamy film o kimś innym, tymczasem sami gramy w nim główne role.
Po pierwszym szoku, niedowierzaniu czy nawet zaprzeczaniu wynikom badań, przychodzi moment, że trzeba się pozbierać. Samo leczenie, łatwe, oględnie mówiąc, nie jest. Skutki uboczne, też; wszyscy je znamy. W tle stoi nieodłączny towarzysz, lęk. O wyniki badań, o najbliższych, o pracę, o pieniądze, o przyszłość.
Kiedy więc czytam o otwartym konflikcie w krakowskim Centrum Onkologii, myślę przede wszystkim o pacjentach i ich bliskich. Z dnia na dzień, być może w Internecie czy gazecie przeczytali, że lekarz, któremu ufali, zwalnia się z pracy. Kilka dni temu wszyscy lekarze Kliniki Chorób Onkologicznych CO, złożyli wypowiedzenia. Dziewięć osób.
Nie wiem, ilu pacjentów każdy z nich miał pod opieką, ale każdy z chorych zadaje sobie to samo pytanie: kto mnie będzie leczył? I co dzieje się w Centrum Onkologii na Garncarskiej? A nie dzieje się chyba dobrze, skoro tak liczna grupa lekarzy zdecydowała się na tak drastyczny krok. Wcześniej z centrum odszedł wicedyrektor ds. naukowych, skonfliktowany z głównym szefem. Kilka tygodni temu zwolniono dwóch innych szefów klinik, chirurgii onkologicznej i ginekologii.
Czytam też, że lekarze swojego dyrektora znają tylko z rozsyłanych im e-maili. Centrum Onkologii w Krakowie to duży szpital, ale chyba nie aż tak ogromny, by zatrudnieni w nim medycy nie mieli szans na spotkanie i normalną rozmowę z dyrektorem.
Powodem zwolnień i redukcji etatów maja być konieczne oszczędności. Można jednak podejrzewać, że to nie lekarzy jest za dużo, tylko pieniędzy za mało. Jak zawsze i jak od lat.
Tymczasem, wyposażona za ogromną kwotę 300 milionów złotych, nowoczesna pracownia do leczenia nowotworów wiązkami protonów w Centrum Cyklotronowym w Bronowicach, wykorzystuje tylko niewielką część swojego potencjału (15-20%). Bo taki ma kontrakt z NFZ. Biurokratyczne, a może i ambicjonalne przeszkody, powodują, że chorzy jeżdżą na leczenie do czeskiej Pragi i płacą za terapię 200 tys, oczywiście z własnej kieszeni. I tak od kilku lat.
O sprawnym i skutecznym leczeniu pacjentów chorych na nowotwory każda kolejna ekipa zarządzająca służbą zdrowia, mówi to samo: „będzie lepiej”. Nie jest. Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę „O Narodowej Strategii Onkologicznej”. Nie wiem, co jest szczególnie ,,narodowego’’ w leczeniu raka, ale wiem, że na razie strategii jeszcze nie ma, a ustawa ma umożliwić dopiero jej powstanie.
Minister Zdrowia Łukasz Szumowski był kilka dni temu w Krakowie. Centrum Onkologii przy Garncarskiej jednak nie odwiedził. Przyjechał, by pogrzać się w cieple inkubatorów, w których leżą szczęśliwie urodzone sześcioraczki. Jestem przekonana, że prof. Lauterbach i jego personel kliniki Neonatologii CM świetnie opiekują się maleństwami i poradzą sobie bez ministerialnych wizyt. Byłoby chyba lepiej, gdyby wstąpił do szpitala na Garncarskiej i spróbował dowiedzieć się, o co chodzi w tym konflikcie, a jeszcze lepiej, by pomógł go rozwiązać.